środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 14

Selena jest dorosła i podejmuje własne decyzje.



David wrócił ze szpitala dwa dni po tym jak znalazła na niego dowody. Od tamtej pory minął tydzień, a Ona choć nie miała zbyt wielu okazji za każdym razem, gdy nie było nikogo w pobliżu próbowała coś na niego znaleźć, ale jej wysiłki szły na marne. Zupełnie tak jakby wszystko rozpłynęło się w powietrzu.  Próbowała otworzyć drzwi, które znalazła w piwnicy, ale i to jej się nie udało. Połamała przy tym kilkanaście wsuwek do włosów, nic więcej. Wyważyć ich nie mogła, bo nie miałaby czasu aby wstawić nowy zamek i musiałaby zatrudnić do tego kogoś,  a tego robić nie mogła, bo David na pewno dowiedziałby się o tym i nie miałaby jak się wytłumaczyć.
Siedziała w swoim biurze i patrzyła w okno zrezygnowana. Z rozmyśleń wyrwała ją dłoń, która zaczęła latać przed jej oczyma. Podskoczyła przestraszona na krześle.
          - Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć. -usłyszała znany już sobie głos i wymusiła uśmiech na ustach. - Coś Cię trapi Skarbie? -zapytał, a ją aż ścisnęło w gardle na to zdrobnienie. Musiała udawać, że ją ono cieszy.
          - Nie. Chyba trochę tęsknię za domem, wiesz? -ujął jej dłoń i spojrzał w jej ciemne oczy.
Oh, gdyby nie była tym kim jest to na pewno zrobiłaby karierę jako aktorka. Idealnie potrafiła zagrać emocje .
          - Opowiesz mi trochę o sobie? Jesteś dość skryta. -poprosił, a Ona zastanawiała się co mu powiedzieć. Nie mogła powiedzieć prawdy o rodzinie, ale nie mogła też do końca kłamać, bo to mogłoby szybko wyjść na jaw, a na to pozwolić nie mogła.
          - Mieszkałam w Waszyngtonie nim się tu sprowadziłam. Mam dużo młodszą siostrę Mel, a moi rodzice to cudowni ludzie. Zawsze byliśmy ze sobą zżyci, może to dlatego tak bardzo mi ich brakuje...
          - Najprawdopodobniej. -odparł dotykając jej policzka. - Weź kilka dni wolnego i pojedź do nich. Tylko wróć do mnie. -uśmiechnął się, a Ona spojrzała na niego nie dowierzając.
          - Mówisz poważnie?
          - Tak. Chcę, abyś była szczęśliwa Sell. Jeśli tęsknisz za domem, odwiedź rodzinę.
          - W takim razie, ile mój wspaniałomyślny szef jest w stanie dać mi wolnego? -zapytała stojąc z nim oko w oko.
          - Tyle ile będzie Ci potrzeba, ale nie za dużo, żeby się za bardzo nie stęsknił. -ucałował jej dłoń.
          - Dziękuję David.   
          - Jedź się spakować. Za niedługo na pewno będziesz miała jakiś samolot. -odparł z uśmiechem.

Popędziła radośnie do domu i po trzech godzinach siedziała już w samolocie. Nie uprzedziła nikogo o swojej wizycie, ale wiedziała, że na pewno się ucieszą na jej widok. Około godziny 22 taksówka wysadziła ją pod domem rodziców. Weszła do środka tak cicho jak tylko mogła. Rodzice przebywali w salonie oglądając TV, a  Melody spała na kolanach Stelli Gomez, która oparta była o swojego męża Steven'a. Uśmiechnęła się pod nosem na ten uroczy widok , po czym szepnęła:
          - Nie przeszkadzam?
          - Sell, Skarbie! -ucieszyli się na jej widok. Mała dziewczynka zbudziła się i przetarła oczka patrząc na młodą kobietę.
          - Cześć Słoneczko . -przywitała się, a dziewczynka natychmiast rzuciła jej się w ramiona ze łzami w oczach. Brunetce również spod powiek popłynęło kilka łez. Z dziewczynką na rękach przywitała się z rodzicami.
Rozmawiali przez chwilę po czym udała się wraz z Melody do swojego starego pokoju. Położyły się na łóżku wtulone w siebie, a po chwili zasnęły. 


Szatyn siedział w salonie  i wychylał kolejną szklaneczkę whiskey. Jego myśli wciąż krążyły tylko i wyłącznie wokół brunetki. Cholernie się o nią bał i martwił, ale nie wiedział w jaki sposób mógłby ją zniechęcić do Davida. Pracowała u niego, więc nawet gdyby ten coś zrobił On nic by o tym nie wiedział. Zastanawiał się nad wszystkim co ostatnio mu powiedziała. Może Jeremy miał rację i Ona nic nie wie o pracy swego ojca i wcale z nim nie pracuje? Przecież gdyby pracowała dla FBI już dawno doniosłaby na Davida, a także na niego. Koniec końcem przyznał się do handlu narkotykami .
          - Przeklęty Steven Gomez! -warknął wściekły rzucając szklankę o ścianę. Był tak zły na samego siebie jak chyba jeszcze nigdy.                            
          - Spokojnie. -usłyszał i ujrzał parę przyjaciół, która usiadła naprzeciw niego.
          - Pierwszy raz odkąd Cię znam widzę Cię w takim stanie Justin. Zawsze wiedziałam, że masz swoją drugą stronę, ale nie sądziłam, że jest ona właśnie taka... - blondynka odezwała się jako pierwsza, ale urwała, aby dobrze dobrać słowa.
          - Żałosna? -rzucił kpiąc z samego siebie.
          - Nie. Wrażliwa.
          - To nie jestem ja Mel! Justin Bieber nie jest wrażliwy, ani też...
          - Dość! -krzyknęła wstając. Wstał również, aby się z nią zrównać.  Zamknął się i spojrzał na nią zdziwiony. Jeszcze nigdy nie była tak wzburzona. - Przestań oszukiwać nas i siebie samego Jus. Justin, którego stworzyłeś kilka lat temu nie jest prawdziwym Tobą. Nie bój się nam pokazać jaki jesteś naprawdę. Nie bój się okazać uczuć. Jesteśmy Twoimi przyjaciółmi i możesz nam ufać. Musisz tylko tego chcieć. -uśmiechnęła się uroczo, gdy skończyła. Dołączył do niej brunet milczący do tej pory.
          - Posłuchaj jej Justin. Melanie dobrze mówi. Wszyscy mamy problemy, ale musisz pamiętać, że nie jesteś sam, że możesz na nas liczyć. - oparł dłoń na ramieniu szatyna, a ten spoglądał raz na blondynkę, a raz na Jeremiego.
          - Wiecie... chyba macie rację. Nie mam zielonego pojęcia jak sobie z tym wszystkim radzić.   
          - Dlatego możesz na nas liczyć. Tylko choć może wymagam wiele chciałabym, abyś opowiedział mi o sobie  i Sell. O tym co w przeszłości Was łączyło. Dzięki temu może będę mogła bardziej pomóc...
Szatyn westchnął i usiadł z powrotem na fotel. Para przyjaciół zrobiła to samo, a On zaczął opowiadać o tym co było kiedyś. Tęsknił do czasów wczesnej młodości. Dzięki Selenie wszystko wtedy wydawało mu się łatwiejsze, ale jak to bywa w rzeczywistości każda historia ma swój koniec. Ta miała nieciekawe zakończenie.
          - Wiec gdyby nie to wszystko to tak naprawdę nie byłoby Cię tutaj?
          - Nie. Zapewne mieszkałbym z Sell, miałbym może choć jedno dziecko, o którym nawet rozmawialiśmy... wymyślaliśmy nawet imiona, dacie wiarę? -uśmiechnął się do swoich wyobrażeń, ale po chwili wrócił na ziemię.
          - Myślę, że powinieneś o nią walczyć Jus. Tym bardziej, że Dejv się koło niej kręci.
          - Mówiłeś, że Ona wie o narkotykach, tak? -potwierdził skinieniem głosy. - Więc gdyby pracowała dla FBI Ciebie i Davida już dawno by tutaj nie było. Pomyśl nad tym logicznie.
          - Nic nie tracisz próbując ją odzyskać. On już Ci nie zagraża. Selena jest dorosła i podejmuje własne decyzje. -patrzył na nich zdając sobie sprawę z tego, że naprawdę mają rację. Uśmiechnął się szczerze pierwszy raz od jakiegoś czasu.



Cieszyła ją świadomość tego, że najbliższe dni będzie mogła spędzić wśród rodziny. Była szczęśliwa wśród nich. Pierwszego dnia pobytu w Waszyngtonie udała się jednak najpierw do biura, aby załatwić sprawę z dowodami w sprawie Davida. Poprosiła ojca, aby ściągnął do biura także prokuratora, który będzie zajmował się tą sprawą. Zrobił oczywiście to o co prosiła. Weszła do sali narada spóźniona jakieś pięć minut.
          - Jestem! Przepraszam za spóźnienie. Przejdźmy od razu do sprawy. -powiedziała na jednym wydechu.  - Dzień dobry. Jestem Selena Gomez. -podała dłoń mężczyźnie nadal jeszcze roztargniona i dopiero po chwili na niego spojrzała. Uśmiechnęła się. - Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś Pana spotkam.
          - Christopher Wilde, żaden Pan. Też nie sądziłem, że jeszcze się spotkamy. -uścisnął jej dłoń najdelikatniej jak potrafił z szerokim uśmiechem.
          - Znacie się? -usłyszała pytanie ojca. Spojrzała w jego stronę, wcześniej zapominając. że przebywa w sali. Mężczyzna, który stał naprzeciw niej rzucił na nią jakiś urok w przeciągu chwili. Zeszła jednak po chwili na ziemię.
          - Poznaliśmy się w Barcelonie, a teraz przejdźmy już do sprawy, bo mam niewiele czasu.
          - Więc co dla mnie masz? -zapytał Christopher siadając naprzeciw niej. Przyglądał jej się uważnie  i zastanawiał jak ktoś tak młody może być "tajną bronią" FBI , a na dodatek kobieta, po której wcale się tego nie spodziewał, gdy pierwszy raz ją zobaczył. Była piękna i kryła w sobie tajemnice, które On nagle zapragnął odkryć. Obserwował ja uważnie, gdy mówiła co udało jej się zdobyć.
          - Mam faktury, które są dowodem na to, że w przeciągu trzech ostatnich lat David zajmował się handlem narkotyków. Wiem, że się ściga, ale na to dowodów niestety nie mam.
          - A co ze sprawą Mandy? Wiem, że ją wszczęłaś na nowo.
          - Tak. Udało mi się nakłonić ciotkę Davida-Amandę Truscot do złożenia prawdziwych wyjaśnień. To Ona rzekomo dostała sukienkę.
          - Rzekomo?
          - W rzeczywistości wcale jej nawet nie widziała na oczy, dopiero na sali. Próbowałam przekonać też Joshuę Briss'a do złożenia zeznań, ale... -nie dokończyła, bo rozdzwonił jej się telefon. Numer nieznany. Spojrzała podejrzliwie na ekran. Przeprosiła i odebrała, a po dwóch minutach rozmowy oznajmiła, że ma jednak dwóch świadków. - Oboje należą do rodziny Davida i byli zastraszani dlatego złożyli fałszywe zeznania. Obiecałam zapewnić im ochronę i mam nadzieję, że nie będzie z tym problemu. -spojrzała na twarz ojca, a następnie Christophera.
Przez tą chwilę zdążył przekonać się o tym, że kobieta nie znosi sprzeciwu jeśli chodzi o pracę i jest doskonała w tym co robi.
          - To da sie na pewno załatwić. Sędzia na pewno będzie przychylny ochronie. Rozumiem też, że sprawę nadal chcesz prowadzić w ciszy? -zapytał młody mężczyzna.
          - Jak najbardziej. W ten sposób zdobędę więcej dowodów przeciw niemu.
          - Postaram się o jak najdłuższy czas powstrzymania trafienia sprawy do mediów choć może to być ciężkie, bo wszyscy przecież wiemy jak głośna była sprawa z Mandy. Musisz liczyć się jednak z tym, że sprawa prędzej czy później zostanie nagłośniona. Sprawa jest zbyt poważna, aby prasa jej nie upubliczniła. Rok temu było z nia spore zamieszanie, wiec teraz...
          - Wiem. Nie chcę jednak, aby ktokolwiek wiedział, że to ja ją prowadzę. Nie chcę, aby na sali podczas rozprawy znajdowały się media.
          - Myślę, ze to uda mi się załatwić. Jesteś pewna, że Ci dwaj świadkowie złożą zeznania?
          -Tak. -odparła pewna siebie.
          - To powinno sądowi wystarczyć, aby wszcząć postępowanie na nowo.
          - Mam nadzieję, jednak mimo to postaram się dostarczyć jeszcze jakieś dowody.
          - Tylko uważaj na siebie Sell i nie ryzykuj zbytnio swoim życiem, dobrze?
          - Dobrze tato. Będę rozważna jak zawsze. -uśmiechnęła się patrząc na zatroskanego ojca.
Po tym jak brunetka opuściła budynek usiadł na fotelu i uśmiechnął się sam do siebie ciesząc się z ponownego spotkania z kobietą i wspólnej pracy. Przypomniał sobie jak gorąco i namiętnie tańczyli w Barcelonie i zapragnął znów wziąć ją w ramiona.. i pocałować.
          - Stop Chris. Nie myśl w ten sposób o Selenie. -powiedział sam do siebie i zaczął zbierać się do wyjścia. W drzwiach wpadł na Setvena.
          - Mam nadzieję, że dojdzie Pan z moją córką do porozumienia. Jest czasem zbyt pewna siebie i chce wszystko zrobić jak najlepiej, ale momentami zbyt ryzykuje, a ja martwię sie o nią, bo nie pozwala sobie pomóc.
          - Proszę się nie martwić. Na pewno dojdziemy z Seleną do porozumienia, a teraz przepraszam, ale spieszę się do pracy. Do zobaczenia.

Cieszyła się każdą chwilą spędzoną z rodziną. Uśmiech nawet na chwilę na schodził z jej ust. Spacerowała wraz z matką i Melody po uliczkach Waszyngtonu śmiejąc się i rozmawiając. Zapewniła dziewczynce rozrywkę, aby nawet na chwilę uśmiech nie zniknął z jej twarzy. Miała uśmiech ojca.
Ostatniego dnia udała się do centrum, aby kupić coś Melody. Nie wiedziała jeszcze co, ale coś wybierze na pewno. Właśnie wchodziła do sklepu, gdy usłyszała swoje imię za sobą. Obróciła się i dostrzegła przystojnego mężczyznę jakim był Christopher Wilde. Podszedł do niej z uśmiechem do Ona odwzajemniła.
          - Może kawa? -zapytał dość niepewnie za co sam siebie skarcił w myślach. Przy te j młodej i jakże pieknej kobiecie czył sie jednak jak dziecko mimo, iż miał już 31 lat.
          - Z chęcią. -odparła wesoło.
Udali się do pobliskiej kawiarni, gdzie miło spędzili czas.


Siedział w swoim gabinecie "patrząc" co się dzieje za oknem, ale tak naprawdę niczego nie zauważał, bo myślami był daleko od miejsca, w którym się znajduje. Zastanawiał się co brunetka robi w domu. Czy zdała już relacje ojcu z tego co się wydarzyło w Barcelonie czy może jednak zostawiła te informacje dla siebie. Mimo, iż bał się, że FBI będzie siedziało mu na karku i w każdej chwili mogło wpaść do jego domu, nie zamierzał uciekać. Nie tym razem. Zastanawiał się od jakiegoś czasu ile przyjdzie mu zapłacić za swoje czyny. Zarówno te z przeszłości jak i te aktualne.
          - Bieber! -usłyszał krzyk Melanie i aż się wzdrygnął wyrwany z własnych rozmyślań.
          - Tak Melanie?
          - Wołam Cię już od jakiegoś czasu. Pytałam co z towarem.
          - Załatw to wraz z Jeremym. Ufam Wam, więc możecie zrobić to sami. -odparł podchodząc do niej i szczerze się uśmiechając.
          - Justin to Cię zabije. -powiedziała patrząc mu prosto w oczu. Martwiła się o niego, a było coraz gorzej.
          - Nie martw się o mnie.

          - Eric jak Twoje zapasy?
          - Powoli kończy mi się alkohol szefie, ale złożyłem już zamówienie w hurtowni.
          - Dobrze.
Wrócił do swojego gabinetu, gdzie westchnął głośno po czym zamknął powieki. Przed jego oczami stanął obraz brunetki i uświadomił sobie jak bardzo za nią tęsknił. Zastanawiał sie jak długo jeszcze wystarczą mu pocałunki w policzek. Chciał czegoś więcej, ale nie chciał naciskać i jej wytraszyć. Rodziło się w nim uczucie. Tylko raz czył coś podobnego.
          - Mandy.. gdybyś mnie wtedy nie odtrąciła bylibyśmy szczęśliwi... -mruknął sam do siebie i otworzył oczy słysząc, że ktoś wszedł. Uświadomił sobie, że jest przecież sam, bo dał wolne ochroniarzom z racji tego, że nie zamierzał nigdzie wychodzić.
          - Widzę, że o niej nie zapomniałeś Dejv. -szatyn usiadł naprzeciwko niego, a ten spojrzał pytająco.
          - Co Cię do mnie sprowadza Bieber?
          - Cieszę się, że sprawa z Mandy nie daje Ci spokoju. Nie zasłużyła na to co jej zrobiłeś, a Ty wyminąłeś się od kary. Powinieneś za to zapłacić, rozumiesz? -uniósł lekko głos, a wzrok Davida stał się wrogi. Miał ochotę udusić swojego rozmówcę, ale to nie był dobry pomysł. Rozpocząłby wojnę, którą mógłby przegrać.
          - Do czego pijesz?
          - Jeśli skrzywdzisz Selenę... jeśli spadnie jej choć jeden włos z głowy to przysięgam, że Cię zabiję bez żadnych skrupułów. Rozpoczniesz ze mną wojnę David. Nie złożyłem wtedy zeznań, ale mogę zrobić to w każdej chwili, choć w sumie będziesz już martwy.. ale świat i rodzice Mandy będą znali prawdę.
          - To groźba? -zaśmiał się blondyn udając spokojnego, ale wcale taki nie był.
          - Ostrzeżenie. Miej sie na baczności, bo obserwuję każdy Twój ruch, a Mandy nie...
          - Dzień dobry! -weszła radośnie do gabinetu Davida. Podeszła i musnęła jego policzek po czym  przywitała się z Justinem.
          - Witaj Justin. -skinęła głową w jego stronę.
          - Witaj Sell.
          - Szybko wróciłaś. -wtrącił sie David wstając z miejsca i stając naprzeciw niej.
          - Nie chciałam nadużywać Twojej uprzejmości. Tych pięć dni było cudownych, ale pora wracać do pracy. -uśmiechnęła się.
          - Zrób sobie jeszcze dzisiaj wolne. Jutro zaczniesz o 8, a dzis jeszcze odpocznij, hm?
          - Dobrze, ale jutro zjemy wspólnie lunch, co Ty na to?
          - Z Tobą zawsze. -wsunął kosmyk jej włosów za ucho, a Justina aż skręciła w środku, gdy obserwował tę scenę.  Odchrząknął.
          - Wybacz Justin. Jestem po prostu szczęśliwa. David jest taki kochany... -spojrzał na nią. Znała to spojrzenie i trochę ją ono rozbawiło.
          - Nie wiedziałem, że się znacie... -zaczął blondyn kierując spojrzenie raz na Selene, raz na Justina. Dziewczyna już otwierała usta, ale szatyn ją wyprzedł.
          - Poznaliśmy się tutaj w klubie. Mówiłem Ci o tym . Od tamtej pory spotkaliśmy się tutaj przypadkowo kilka razy. Prawda? -przyjrzała mu się uważnie ciekawa tego dlaczego skłamał, ale zapyta go o to później.
          - Prawda. Nie znaliśmy się wcześniej. Wybaczcie, ale pójdę jeszcze do swojego biura na chwilę i uciekam do domu. Do jutra.
          - Do zobaczenia Sell.
Mężczyźni odprowadzili ją wzrokiem do drzwi po czym ponownie zwrócili sie ku sobie.
          - Miej się na baczności Base.
Wyszedł i postanowił zaczekać pod klubem na brunetkę. Był kompletnie wytrącony z równowagi, a kiedy tylko wyszła mocno chwycił ją za ramię i obrócił przodem do siebie. Zaskoczona straciła równowagę, ale Justin przytrzymał ją przez chwilę. Odsunęła się od niego po chwili i obrzuciła wściekłym spojrzeniem.
          - Co Ty do cholery wyprawiasz Justin?!
          - Ja?! To ja powinienem zadać to pytanie Tobie! Dlaczego tak się zachowujesz względem Davida?
          - Jak to? To bardzo miły, troskliwy i...
          - I niebezpieczny człowiek. -dokończył za nią. - Kiedy to w końcu zrozumiesz?
          - Wtedy kiedy Ty pojmiesz, że nie potrzebuję niańki. -odparła spokojnie co bardziej go denerwowało niż gdyby miała krzyczeć.
          - Cholera Sell! Doprowadzasz mnie do szału! nie mogę przez Ciebie spać, a Ty...
          - Widzę, że nic się nie zmieniło. -zaśmiała się i spojrzała na niego rozbawiona. - A teraz powiedz szczerze... po co byłeś u Davida? -skinęła głową w stronę klubu.  - Kim jest Mandy i dlaczego go okłamałeś, że nie znaliśmy się wcześniej? -założyła ręce na piersi krzyżując je, a On odsunął się od niej na odległość około jednego metra. Przyglądał jej się milcząc, a Ona przestępowała z nogi na nogę. - Nagle zaniemówiłeś? Słucham... o co w tym chodzi?
          - Nie.. nie mogę Ci teraz powiedzieć.
          - Skoro nie teraz to kiedy?
          - Przyjdź do mnie o 20. Porozmawiamy na spokojnie, a teraz muszę lecieć. Wybacz.
Nim zdążyła się odezwać już go nie było. Patrzyła za nim, a w końcu udała się do domu. Zastanawiała się jak dużo szatyn wie o Mandy, ale doszła do wniosku, że takie rozmyślanie nad tym jest bez sensu, bo i tak wszystkiego jej nie powie, chyba, że jakimś cudem uda jej się to z niego wyciągnąć.
On natomiast  przez resztę dnia zastanawiał się jak dużo i co może jej powiedzieć...



4 komentarze: