czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 12

  - Oboje się zmieniliśmy, a On zasłużył na dużo więcej niż dostał. Wierz mi, David nie jest święty.
          - Ty też nie jesteś, więc nie masz prawa oceniać innych.


Wstała rano z uśmiechem na twarzy. W dobrym nastroju wyszła do pracy. Musiała porozmawiać z Davidem, więc, gdy tylko dotarła na miejsce pracy od razu skierowała się do jego biura. Przejście zagrodzili jej jego "goryle", uniosła brwi spoglądając na nich, a Oni natychmiast ją przepuścili.
          - Piękna i punktualna. -uśmiechnął się na jej widok. Przywitał ją jak zawsze - całując jej dłoń.
          - Staram się.
          - Dobrze Ci wychodzi. Potrzebujesz czegoś ode mnie? -zapytał, gdy oboje wygodnie już siedzieli na fotelach naprzeciw siebie.
          - Chciałam prosić Cię o wytyczenie mi godzin pracy.
          - Z tym nie będzie problemu. Możesz przychodzić o której chcesz, bylebyś przepracowała osiem godzin w ciągu dnia, czy taka opcja Ci odpowiada? -uśmiechnął się, a Ona twierdząco pokiwała głową. Chciała coś powiedzieć, ale odezwał się jako pierwszy kontynuując swą wypowiedź: - Jeśli będę Cię potrzebował rano bądź wieczorem dzień wcześniej Cię o tym powiadomię.
          - No dobrze. W takim razie poproszę Cię jeszcze tylko o dokumenty i faktury, którymi mam się zająć w pierwszej kolejności.
          - Papiery przekaże Ci Eric, bo ja trochę się spieszę. Czy coś jeszcze?
           -Tak. Wypadło mi coś ważnego i będę potrzebowała dwóch dni wolnego. Muszę załatwić sprawy rodzinne we Włoszech.  -uśmiechnęła się nieśmiało, a On obszedł biurko i zbliżył się do niej.
          - Dobrze. Jestem pewny, że rozwiążesz te sprawy  i do mnie wrócisz. -ucałował ją w czoło po czym wyszedł wraz ze swoimi ochroniarzami.
          - Na pewno. -mruknęła pod nosem, gdy została sama. Rozejrzała się po gabinecie, ale nie dostrzegła żadnych kamer, więc postanowiła zacząć działać już teraz, ale przeszkodziło jej w tym pukanie do drzwi. Ujrzała w nich Erica.
          - Mam Ci pokazać Twoje miejsce pracy. - mruknęła jedynie w odpowiedzi i podążyła za młodym mężczyzną. Był na pewno niewiele starszy od niej. Miał może z dwadzieścia-sześć bądź dwadzieścia-osiem lat. Więcej nie mógł mieć. Zastanawiała się dlaczego pracuje u Davida. Czy niczego nie podejrzewa? Czy David jest dla niego tak dobry, że pracuje tu już od ponad dwóch lat?
Wyszli z gabinetu i skierowali  się na prawo. Weszli przez pierwsze spotkane drzwi. W pomieszczeniu stało kilka półek z różnymi teczkami i sporych rozmiarów biurko przy samym oknie. - Tu będziesz miała swoją siedzibę. Całe pomieszczenie należy do Ciebie. W tych teczkach są faktury, których Ty nie dotykasz póki co  - spojrzała na niego zaskoczona. Przecież właśnie rozliczeniami miała się zajmować, a ma ich nie dotykać? To dziwne i na pewno coś się kryje w tych teczkach , ale dziś nie mogła ich dotykać. To jej pierwszy dzień i jeśli coś zginie to natychmiast wina spadnie na nią , a przecież tego nie chce, bo chce zbliżyć się do Davida, aby czegoś się o nim dowiedzieć i znaleźć coś co pomoże jej w zamknięciu Davida Base. Wzruszył ramionami w odpowiedzi na jej spojrzenie po czym znowu się odezwał: - Polecenie szefa, nie moje. Drzwi po Twojej lewej stronie prowadzą do gabinetu szefa, ale zawsze były zamknięte. Nie wiem jak będzie teraz.  Szef ceni prywatność, ale skoro Cię zatrudnił to może je otworzy. Na dole dostaniesz ode mnie klucze do magazynu. To chyba wszystko...
          - Okej. Zapamiętałam wszystko. -zaśmiała się wesoło, a On wraz z nią.
          - A! Jeszcze jedno! Będę sporządzał Ci listę potrzebnych produktów, które Ty będziesz zamawiać. Tak chyba będzie nam łatwiej. -uśmiechnął się.
          - Na pewno.
          - W takim razie ja uciekam do swoich zajęć, a Tobie życzę powodzenia.
          - Dziękuję. -odparła i gdy została sama opadła na fotel przy biurku. Od razu zaczęła przeglądać teczki, które Eric jej zostawił wcześniej na biurku. Nie miała problemów z rachunkowością, a nawet lubiła liczyć, więc praca minęła jej przyjemnie i bardzo szybko.
Usłyszała pukanie do drzwi, a po chwili zjawił się w nich David.
          - Sell zasiedziałaś się już pierwszego dnia.  -zaśmiał się widząc jej zdezorientowaną minę. Spojrzała na zegarek stojący na jej biurku i dopiero wtedy dostrzegła, że jest już kilka minut po osiemnastej.
          -Oh, przepraszam. Nie zauważyłam kiedy...
          - Nie przepraszaj. Nic się przecież nie stało. Mam nadzieję, że praca Ci się podoba?
          - Gdyby tak nie było na pewno bym się nie zasiedziała. -zaśmieli się oboje.
          - O której jutro lecisz do Włoch?
          - O siódmej piętnaście mam wylot. Wrócę za dwa dni.
          - Czyli dziś już się nie spotkamy? -zapytał zrezygnowany.
          - Niestety nie, ale spotkamy się natychmiast, gdy tylko wrócę.
          - Mam taką nadzieję, a teraz uciekaj do domu, bo pewnie musisz się jeszcze spakować. Do zobaczenia Sell. -powiedział na pożegnanie, gdy już wychodziła. Dała mu całusa w policzek i wyszła głównym wyjściem z klubu, na dole żegnając się jeszcze z Erickiem, który dał jej klucze od magazynu. 

Lot do Włoch oraz dojechanie do hotelu, w którym wynajęty miała pokój, zajął jej około pięciu godzin. Weszła do pokoju, gdzie zostawiła walizkę przy komodzie  i odrobinę się odświeżyła po czym wyszła kierując się pod adres, który zapisany miała na karteczce.
Zadzwoniła dzwonkiem do drzwi, które otworzyła dziewczyna, około szesnastu lat.
          - Dzień dobry. Szukam Amandy Truscot.   
          - Mamo! Do Ciebie.
Po chwili w drzwiach zjawiła się kobieta, na oko miała około czterdziestu lat. Była niższa od Seleny, która jej się przedstawiła, dodała oczywiście, że jest agentem FBI, a kobieta niechętnie wpuściła ją do domu. Skierowały się do salonu, gdzie spoczęły na sofie naprzeciw siebie.
          - O co chodzi? -zapytała kobieta niepewnie.
          - O Pani siostrzeńca-Davida Base - gdy to powiedziała dostrzegła strach w oczach kobiety i trwogę na twarzy. "Wszyscy się go boją, mimo, że są rodziną." -pomyślała brunetka.
          - O co chodzi konkretnie? Nie rozumiem chyba...
          - Myślę, że bardzo dobrze Pani wie o co chodzi. Mianowicie o sukienkę , którą rzekomo Pani wręczył. Tę krwistoczerwoną, w której zamordowano Mandy Latoila. Chciałabym ją zobaczyć, jeśli można.                    
          - Bardzo mi przykro, ale wyrzuciłam tę sukienkę. Mówiłam o tym na policji i w sądzie. Sukienka się podarła, gdy zahaczyłam o gwóźdź wystający z parkowej ławki. Nie było sensu jej trzymać.
          - Kłamie Pani. Prawda jest taka, że nigdy Pani takiej sukienki nie dostała i kryje Pani siostrzeńca.
          - Nie. Naprawdę ją...
          - Czy wie Pani, że za składanie fałszywych zeznań grozi kara pozbawienia wolności? -kobieta milczała przez dłuższą chwilę wpatrując się w swoje trzęsące się dłonie. Brunetka bacznie ją obserwowała. Po chwili usłyszała męski głos, a w salonie zjawił się mężczyzna, który był zapewne mężem Pani Amandy.
          - Skarbie chyba już pora. -powiedział kładąc dłoń na ramieniu kobiety. Selena przyjrzała mu się uważnie, a mężczyzna wyciągnął dłoń w jej kierunku.
          - James Truscot.
          - Selena Gomez, agent FBI. O czym Pan mówi?
          - Żona wcale nie dostała tej przeklętej sukienki. To wszystko kłamstwo. -odparł, a kobieta zaczęła płakać chowając twarz w dłoniach.
          - Dlaczego zeznała Pani inaczej? -zapytała Selena i chwilę poczekała na odpowiedź. Kobieta musiała się uspokoić, ale wiedziała już, że dowie się prawdy od tej rodziny na temat Davida.
           - Musiałam skłamać, jeśli nie chciałam stracić rodziny. David groził każdemu kto coś wiedział. Wszyscy musieliśmy kłamać i iść mu na rękę.
          - Jeśli boi się Pani o własne życie i życie rodziny zapewnię Pani ochronę, ale muszę poznać prawdę. Muszę wiedzieć co dokładnie wydarzyło się między Davidem, a Mandy i w jaki sposób David ją zamordował. Musi Pani wyznać prawdę.
          - Najwyższa na to pora . Dopilnuję, aby złożyła pełne zeznanie. Obiecuję.
          - To ja przejęłam sprawę, więc zostaną państwo poinformowani kiedy możecie złożyć zeznanie. Póki co sprawa nie jest nagłośniona i wolę, aby tak pozostało dla bezpieczeństwa  mojego, jak i innych. Pracuję u Pana Davida i spotykam się z nim, aby dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat, bądź znaleźć jakieś dowody, które go obciążą. Dopiero, gdy zbiorę świadków i dowody sprawa zostanie nagłośniona.
          - Niech Pani na siebie uważa! - kobieta dotknęła dłoni Seleny, a brunetka dojrzała troskę na jej twarzy na co szczerze się uśmiechnęła.
          - Proszę się o mnie nie martwić. Jestem wyszkolonym agentem FBI, nic mi nie grozi. Państwu także, proszę mi zaufać. Zapewnię Wam ochronę.
Brunetka siedziała już od dłuższego czasu i słuchała opowieści Pani Amandy, która znała historię od początku do końca. Kobieta nigdy nie pomyślałaby, że człowiek jest zdolny do takich okrucieństw jakich dopuścił się David Base. Był przykładem idealnego psychicznego mordercy i musiał zapłacić za swoje winy. Wiedziała już nawet, że kara jaką dostanie będzie ją satysfakcjonowała, nie w pełni, ale po części na pewno. Sąd na pewno przystanie na wyrok o jaki wystąpi wspólnie z prokuratorem. Może mieć najlepszych  obrońców, ale to mu nie pomoże.
W pewnych momentach opowieści ciarki pojawiały się na jej ciele, ale nie dawała po sobie poznać, że opowieść o  tym co David robił Mandy paraliżuje ją. Nie mogła dać tego po sobie poznać. W końcu to Ona teraz prowadzi tę sprawę.
          - Dziękuję Pani bardzo za to o czym mi Pani opowiedziała. Mam nadzieję, że mogę liczyć na Pani zeznania , gdy sprawa na nowo trafi do sądu?
          - Tak. Powiem wszystko to, co powiedziałam Pani. -kobieta wstała i wraz z mężem odprowadziła brunetkę do drzwi.
          - To  moja wizytówka. Proszę dzwonić w dzień i w nocy, jeśli zajdzie taka potrzeba. Do zobaczenia za jakiś czas.
Wróciła do pokoju po ponad pięciu godzinach i jedyne czego pragnęła to wrócić już do domu. Do Waszyngtonu. Do rodziców i Melody . Tęskniła za nimi niezmiernie, ale nie mogła ryzykować i rozmawiać z nimi dość często, nawet przez telefon. Nie mogła narażać rodziny, a niebezpieczeństwo groziło im podczas całej akcji. Momentami żałowała tego kim jest, ale praca dawała jej dużą satysfakcję i chyba nigdy nie będzie w stanie z niej zrezygnować.
Położyła głowę na poduszkę i natychmiast zasnęła.

Rozładowali towar i udali się do domu szatyna, który błądził daleko myślami.
          - Justin, skup się. Nie możemy popełniać błędów, bo w tym fachu możemy przepłacić to życiem. Pamiętaj  o tym. To jedna z naszych zasad.
          - Masz rację Mel. Przepraszam Was, ale na razie chyba do niczego się nie nadaję.
          - Stary rozumiemy, że martwisz się o Selene. Sam ją polubiłem i trochę boję się tego, że David może ją skrzywdzić, ale Ona jest nieugięta. Nie daje się namówić do wyjazdu stąd, ani przemówić sobie do rozumu, że  Dejv to nie partia dla niej. Nie możemy jej porwać i wywieźć daleko stąd. -brunet poklepał przyjaciela i szefa w jednym, który spojrzał na niego z błyskiem w oku. Zarówno Mel jak i Jeremy domyślili się o co chodzi.
           - Odpuść. Nawet ja poznałam ją na tyle, aby wiedzieć, że i tak by tu wróciła. -odezwała się Melanie ze śmiechem, a Oni po chwili do niej dołączyli.
          - Masz rację Mel. Zastanawia mnie po prostu co ją tutaj tak trzyma. Nie wierzę, że jest na wakacjach skoro zaczęła pracować, a poza tym jest tu ponad miesiąc. Wakacje tyle nie trwają.  Nie sądzę też, aby David tak ją oczarował, że nie chce stąd wyjechać. -szatyn zastanawiał się nad tym już od dłuższego czasu, ale naprawdę nic nie przychodziło mu do głowy. Momentami czuł, że jest może za głupi, aby rozszyfrować Selenę Gomez. Brunetka była pełna tajemnic, a On przekonał się, że to naprawdę nie jest Selena, którą znał. Ta kobieta, która ma  jej ciało i głos wcale nią nie jest. Jest całkowicie innym człowiekiem zupełnie tak, jakby Sell miała siostrę bliźniaczkę, która jest jej całkowitym przeciwieństwem, a takowej bliźniaczki nie ma na pewno. Wiedziałby, gdyby istniała.
          - Może jest tu ze względu na Ciebie? -odezwała się Melanie nawet na nich nie patrząc tylko podjadając orzeszki. Uniosła wzrok dopiero, gdy poczuła dwa świdrujące spojrzenia na sobie. - No co? Też jestem kobietą, więc chcąc nie chcąc wiem jak działa umysł kobiety.
          - Mów dalej Mel. -ponaglili ją oboje zaciekawieni jej teorią.
          - Z rozmów zdążyłam wywnioskować, że poznaliście się kilka lat temu i nie pałaliście do siebie wtedy takim uczuciem jakim pałacie teraz, ale wręcz odwrotnym. Tak mi się przynajmniej wydaje. Może Ona po prostu chce być blisko Ciebie  i Cię odzyskać? Albo... jeśli bardzo ją zraniłeś to zapewne chce się zemścić za swoje krzywdy.
          - Ta druga opcja wydaje się być bardziej realna.- mruknął sam do siebie pod nosem, ale usłyszeli go wszyscy.
          - Doskonale uderza.-dodał Jeremy. - Odkąd się pojawiła nie jesteś sobą i...
          - Dobra, wystarczy! Nie chcę więcej tego słuchać. -był zdenerwowany co dało się wyczuć po tonie głosu. Zawsze starał się ukrywać swoją złość, ale głos go zdradzał.
          - Sami chcieliście, abym powiedziała! -blondynka uniosła lekko głos oburzona.
          - Tak i obawiam się, że masz rację. Zmieńmy jednak temat. Dziś wyścigi. Będziecie? -zapytał już normalnie. Uśmiechał się szeroko na samą myśl o wyścigach.
          - Jasne, że będziemy. Pamiętaj tylko, że David nigdy nie gra fair. -Jeremy poklepał go po ramieniu i opuścił wraz z blondynką jego dom.

Równo dziesięć minut przed pierwszym wyścigiem zajechał na tor, gdzie przywitał się ze wszystkimi. Był ulubieńcem. Dostrzegł Davida rozmawiającego przez telefon. Spotkali się dopiero na linii startu.
David spojrzał na niego z cwanym uśmieszkiem. Zupełnie tak jakby już coś sobie zaplanował.
          - Powodzenia Bieber.
Ruszył spokojnie wiedząc, że wygraną ma w kieszeni. David Base wygrał z nim tylko raz, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że Justin mu na to pozwolił.
Był na prowadzeniu i właśnie zaczęli ostatnie okrążenie, gdy dostrzegł w lusterku wściekłą minę przeciwnika. Zaśmiał się na ten widok, a po chwili poczuł silny wstrząs co oznaczało, że David zaczął nieczystą grę. Uderzył swoim autem w auto szatyna powodując tym samym, że ten musiał zwolnić. Zbliżali się do mety, gdy Dejv zrównał się z nim i uderzył go w bok, co widzieli wszyscy stojący przy mecie. Justin w końcu nie wytrzymał i po tym jak uderzył w ścianę dogonił Davida po czym z impetem uderzył w jego auto, które wypadło z drogi. Odbiło się od ściany i uderzyło w beczki z wodą. Szatyn dojechał na metę. Wysiadł z auta i natychmiast otoczyło go grono znajomych. W tym kobiet, które zaczęły się do niego łasić, mając nadzieję na to, że dziś to jedna z nich dostąpi zaszczytu i znajdzie się w łóżku Justina Biebera.
          -Wystarczy! Dajcie mu odetchnąć! -krzyknęła Melanie przeciskając się wraz z Jeremym w stronę szatyna. Dziewczyny mruknęły tylko coś pod nosem i się rozeszły.
          - Nic Ci nie jest?
          - Nie. Jestem cały. Nie wiem co w niego wstąpiło. Jeszcze nigdy nie grał tak nieczysto. Zachowywał się jak szaleniec. -skinął głową w stronę auta Davida, a następnie zaczął tam iść widząc, że przeciwnik nie wysiadł jeszcze z auta. Przyjaciele podążyli za nim zadając różne pytania, ale wszystkie ignorował. Nie odpowiedział na żadne. Szedł tylko w stronę auta, a kiedy już tam dotarł dostrzegł nieprzytomnego Davida. Otworzył drzwi i wszedł do środka sprawdzając puls. Mężczyzna żył, ale szatyn nie mógł go ocucić, więc wezwano pogotowie, a kiedy dotarło na miejsce nikogo już tam nie było. Nawet szatyna, który dobrze wiedział, że to co robi jest nielegalne dlatego musiał wrócić do domu. Dejv nie jest na tyle głupi, aby opowiadać o tym jak doznał urazu . Pogrążyłby samego siebie.

Czekała właśnie na taxówkę, aby dojechać do "domu". Była zmęczona podróżą z Włoch do Barcelony. Weszła do domu, gdzie wzięła szybki prysznic po czym ubrała się  i wyszła z domu. Skierowała się w stronę klubu. Była wyczerpana, a o tej godzinie impreza w klubie już trwała, jednak chciała zachować pozory i spotkać się z Davidem. Do tej pory wychodziło jej to znakomicie, nie zamierzała tego psuć. Kiedy tylko weszła do środka podeszła do baru.
          - Cześć. Dejv u siebie? -przywitała Erica uśmiechem, co ten odwzajemnił.
          - Cześć Sell. Davida nie ma. Jest w szpitalu.
          - Szpitalu? -zapytała zdziwiona. - Dlaczego?
          - Miał mały wypadek. Nie martw się. To nic wielkiego, za kilka dni wyjdzie. Jest tylko poobijany. -wytłumaczył widząc minę dziewczyny, którą źle odebrał co świadczyło o tym, że jest naprawdę dobrą aktorką. Pomyślał chyba, że przejęła się losem tego człowieka, ale Ona w głowie już układała plan jak wykorzystać nieobecność Dejva. Szczęście jej sprzyjało.
          - Dobrze. Będę jutro około dziesiątej. Muszę trochę odpocząć po podróży. Do zobaczenia Eric.
Szła w kierunku wyjścia i przez swoją nieuwagę, gdy wychodziła wpadła na kogoś kto wchodził do klubu. Poczuła silne ramiona, które łapią ją po zderzeniu i ratują przed upadkiem. Kiedy już odzyskała równowagę spojrzała na swoją ofiarę i wybawcę w jednym.
          - Moja księżniczka wróciła. -usłyszała dobrze znany sobie głos i wywróciła oczyma. Domyśliła się, że to Jeremy przekazał mu wiadomość o tym, że wyjechała, bo próbował się z nią skontaktować, gdy była w samolocie. Odpisała mu później jedynie, że nie ma jej w kraju. Nie miała ochoty na dyskusje z nim.
          - Daruj Bieber.
          - Sell może się do nas przyłączysz? -zapytała Melanie spychając szatyna na dalszy plan.
          - Nie dzisiaj Mel. Jestem zmęczona podróżą i jedyne czego pragnę to łóżka w swoim domu.
          - Rozumiem. Innym razem. -uśmiechnęła się i weszła razem z Jeremym do klubu. Brunetka natomiast skierowała się w stronę domu, a szatyn stojąc przez chwilę w tym samym miejscu obserwował oddalającą się sylwetkę kobiety. Zbiegł szybko z kilku schodków i ją dogonił.
          - Czego chcesz Justin? -zapytała zmęczonym głosem.
          - Niczego.
Zatrzymała się i spojrzała na niego zdziwiona. Stał przed nią, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Chcąc nie chcąc roześmiała się na ten widok, a następnie wróciła do marszu. Nie zwalniając już zapytała:
          - Więc skoro niczego nie chcesz to po cholerę za mną idziesz?
          - Nie wyglądasz najlepiej. -odparł po dłuższej chwili, gdy znajdowali się pod jej domem. - A ja mówiłem, że będę Cię strzegł czy tego chcesz czy nie. -dodał, gdy przekręcała klucz w zamku. Spojrzała na niego marszcząc brwi , a następnie weszła do środka zostawiając mu drzwi otwarte  wiedząc, że wejdzie za nią.
          - W pobliżu nie ma Dejva, więc odpuść. To przed nim rzekomo miałeś mnie chronić. -krzyknęła z salonu sądząc, że jest jeszcze w przedpokoju, bo nie słyszała nawet jak zamykał drzwi, kiedy się obróciła odbiła się od niego i upadła na sofę. - Czy musisz poruszać się niczym szpieg? -zapytała, gdy pomagał jej wstać.
          - Nie, przepraszam. -odparł przyglądając się jej uważnie, gdy zmierzała do kuchni. Deptał jej po piętach, jak to się mówi, ale w sumie jej to nie przeszkadzało. - Przed Dejvem nie muszę Cię na razie chronić.
          - Ta. -mruknęła popijając wodę. - Słyszałam, że jest w szpitalu.
          - Reagujesz całkiem spokojnie jak na osobę, której rzekomo na nim zależy.
          - Eric poinformował mnie, że to nic takiego, więc daruj sobie swoje uwagi, bo nie mam zamiaru ich słuchać.
Udała się schodami na górę, ze szklanką w dłoni, do swojej sypialni, a szatyn nie odstępował jej nawet na krok.Gdy już weszli do sypialni odezwał się ponownie:
          - Czy nadal będziesz tak spokojna, gdy powiem, że to moja zasługa? -szklanka wypadła jej z dłoni niosąc za sobą dźwięk tłuczonego szkła. Była przerażona. Jak Justin mógł zranić człowieka? Nie żałowała Davida, ale nie rozumiała zachowania Justina. Widział jej reakcje i wydawało mu się, że jest to pierwsza szczera reakcja jaką u niej zaobserwował  odkąd przyjechała.
          - Twoja zasługa? O czym do diabła mówisz? -zapytała nadal przerażona wizją tego, że szatyna cieszy krzywda innych ludzi     .
          - Ścigaliśmy się. On jako pierwszy zaczął grać nie fair. Tak naprawdę to, że leży w szpitalu to tylko i wyłącznie jego wina. -uśmiechnął się.
          - Od kiedy cieszy Cię krzywda innych? Nigdy taki nie byłeś.
          - Oboje się zmieniliśmy, a On zasłużył na dużo więcej niż dostał. Wierz mi, David nie jest święty.
          - Ty też nie jesteś, więc nie masz prawa oceniać innych. -odparła wściekła i wchodząc do łazienki trzasnęła drzwiami. Była wściekła jak osa. Szatyn nie rozumiał jej reakcji, ale co się dziwić skoro Ona sama jej nie rozumiała? Postanowił zostawić ją w spokoju dzisiejszego dnia.

~*~
To by było na tyle w tym rozdziale.

Ucieszyłam się, gdy pod poprzednim rozdziałem ujrzałam 10 komentarzy. Sprawiliście mi przyjemność, chyba nawet nie wiecie jak wielką. Cieszę się, że coraz więcej osób czyta te moje wypociny. ;)

Jeśli macie jakieś pytania zapraszam na:
JustinAndSell
oraz na mojego twittera:
Jellena1820

No i zapraszam też na:
sad-and-happy-story-jelena

dodałam tu nowy rozdział, którego tak oczekiwaliście. ; ) 

Pozdrawiam serdecznie :*
Olla.

21 komentarzy:

  1. Super ale trochę mało się dzieje. Chcialabym więcej Sel i Justina. Ale i tak genialny ;* czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na więcej akcji , ale świetny

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Twojego bloga

    OdpowiedzUsuń
  4. No normalnie cudowny Jest ten Twój blog

    OdpowiedzUsuń
  5. zajefajny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zawsze super

    OdpowiedzUsuń
  7. cudowny...i jaki długi chodź jak dla mnie to i krótki tak wciąga że szybko się czyta

    OdpowiedzUsuń
  8. najlepszy blog!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. kocham Twojego bloga.Najlepszy

    OdpowiedzUsuń
  10. Najlepszy!!!!jesteś cudowna

    OdpowiedzUsuń
  11. super jak zawsze

    OdpowiedzUsuń
  12. Najlepszy czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  13. UWIELBIAM! *o*
    Codziennie zaglądam czy aby nie pojawił się nowy rozdział..
    Masz niesamowite pomysły. Czekam na nn. :)
    Pozdrawiam, A. ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. kocham Cie i tego bloga zaglądam codzienie by luknąć czy jest rozdział...czekam nn z niecierpliwoscia

    OdpowiedzUsuń
  15. cudowny cudowny

    OdpowiedzUsuń
  16. Najlepszy jak zawsze!!!

    OdpowiedzUsuń