środa, 24 września 2014

Rozdział 15

 Mogę śmiało powiedzieć, że Cię obnażyłem.


Przed spotkaniem z szatynem postanowiła się odświeżyć i przebrać. Wiedziała, że to nie będzie zwykłe spotkanie, czuła to. Tak więc zażyła relaksacyjną kąpiel, a następnie się ubrała. Wyszła z domu o godzinie 19.50, a dwadzieścia minut później była pod domem szatyna. Wzięła głęboki oddech  i wysiadła z auta.
Usłyszał dzwonek do drzwi i z uśmiechem je otworzył. Bał się, że nie przyjdzie, a Ona po prostu postanowiła się spóźnić, czego nie miała w zwyczaju.
          - Witaj Sell, wejdź.
Weszła, a gdy zamknął za nią drzwi poczuła woń jego perfum i przeszedł ją przyjemny dreszcz, jak kiedyś. Udała się za nim.
          - Przepraszam, że przyjmuję Cię w kuchni, ale właśnie robię kolację, zjesz ze mną? -zapytał spoglądając na nią.
          - Zaprosiłeś mnie, żebyśmy mogli porozmawiać, nie na kolację.
          - Chyba możemy sobie jakoś umilić ten czas, prawda?
Patrzyła na niego niepewnie, a w końcu skinęła delikatnie głową na znak, że się zgadza i postanowiła nakryć do stołu. Kiedy już do niego zasiedli, nałożył jej na talerz.
          - Lazania? -uniosła brew ze śmiechem.
          - Tak. Smakowała Ci kiedyś.
          - Była pyszna, ale to może dlatego, że tylko ją potrafiłeś przyrządzić. 
          - Jeszcze naleśniki!  -zaprotestował i zaśmieli się oboje po czym spojrzeli na siebie, jednak Ona szybko opuściła wzrok.
          - Czemu tak mi się przyglądasz? -zapytała zerkając na niego po chwili.
          - Zastanawiam się po prostu kiedy to wszystko się stało...
          - Co się stało?
          - Kiedy tak dorosłaś i wypiękniałaś Sell? -zarumieniła się mimo, iż tego nie chciało, a to udowodniło jej, że przy nim jednak nie potrafi panować nad odczuciami. Uważała rumieńce za swoich wrogów, bo pojawiały się w najmniej odpowiednim momencie, a On natomiast twierdził, że uroczo wygląda zarumieniona.
          - Rumienisz się. Chyba tylko to się nie zmieniło.
          - Minęło pięć lat Justin. Zmieńmy temat.
          - Nie lubisz mówić o tym co było, prawda?
          - Uważam po prostu, że nie ma sensu mówić o przeszłości, która minęła dawno temu. Ważniejsze co jest tu i teraz.                                                                        
          - Tak, masz rację. -mruknął.
Przez chwile panowała między nimi cisza, ale o dziwo, ani jemu, ani też Selenie ona nie przeszkadzała, choć wielu mogłoby uznać ją za niezręczną.
          - Powiesz mi w końcu o co chodzi z Davidem? -zapytała, gdy kolację mieli już za sobą. Przeszli do salonu, gdzie usiedli naprzeciw siebie. Zaproponował jej ponownie lampkę wina, której odmówiła sobie do kolacji.
          - Zamówię Ci taksówkę, ale wypij chociaż kieliszek. 0wzieła od niego lampkę z trunkiem.
          - Chcesz mnie upić? -zaśmiał się melodyjnie i spojrzał na nią po czym jedynie wzruszył ramionami . Dopiero po chwili sie odezwał.
          - Wiec... jeśli chodzi o Dejva... okłamałem go, że wcześniej się nie znaliśmy już na początku Twojego pobytu tutaj. Miałem  nadzieję, że wyjedziesz, a On już Cię więcej nie spotka. -uważnie wsłuchiwała się w jego słowa chcąc wyczuć emocje w tym co mówił. - Teraz już wiem, że nie zamierzasz wyjechać dlatego tak się martwię. Iii.. nie mów mi, że niepotrzebnie. -dodał natychmiast, gdy widział, że już otwiera usta, aby zaprotestować. - Próbował otruć Cię narkotykami i zapewne wykorzystać, a Ty nadal się z nim spotykasz?
          - Nie wiemy czy to On dorzucił tabletkę.
          - Oh proszę Cię! Jeśli nie On sam to któryś z jego ludzi na jego polecenie. Jer mówił mi co zaszło w klubie. Oboje dobrze wiemy, że to On.
          - No dobrze, może masz rację, ale każdy zasługuje na drugą szansę.
Spojrzał na nią oczyma pełnymi nadziei , a Ona już wiedziała, że pożałuje tych słów.
          - On nie zasługuje. Zrozum to w końcu.
          - Justin kompletnie Cię nie rozumiem... Myślałam, że lubicie się z Dejvem.
          - Nie jesteśmy przyjaciółmi, nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy. Zerwij z nim Sell... -ostatnie zdanie wypowiedział prosząco.
          - Jedyne co mogę Ci obiecać to, że będę ostrożniejsza i w razie potrzeby dam Ci znać, dobrze? -westchnęła udając zmęczoną już tym tematem. - A teraz opowiedz mi o Mandy. Kim była?
          - Mandy? Była... dziewczyną Davida. -odparł krótko mając nadzieję, że to wystarczy, ale Ona nie zamierzała odpuścić tego tematu. Miała nadzieję, że dowie sie czegoś czego jeszcze nie wie.
          - Coś więcej?
          - Nie. Wyjechała stąd i więcej jej nie widziałem. -odparł sztywno wstając. Dolał sobie wina i Selenie, która stanęła z nim oko w oko.
          - Kłamiesz. -rzuciła krótko. Wiedziała o tym, a dodatkowo dostrzegła to w jego wzroku.
          - Zawsze wiedziałaś kiedy kłamię. -odparł. "Oprócz tego jednego razu" -dodał sam do siebie w myślach.
          - Tak, dlatego nie rób tego. Wiesz, że wpiszę Mandy w przeglądarce i na pewno wyskoczą mi jakieś informacje, które łatwo będę mogła przypisać Davidowi.
          - Nie, odpuść sobie. Możesz tylko ściągnąć na siebie kłopoty. -wzdrygnął się na tę myśl.
          - Wiesz, że to zrobię, dlatego lepiej, żebym dowiedziała się czegoś od Ciebie.
          - No dobrze. -westchnął i dostrzegł delikatny uśmiech na jej twarzy. Była zadowolona z tego, że go przekonała. - Nazywała się Mandy Latoila. Była śliczną, młodą kobietą, podobną trochę do Ciebie. David się w niej "zakochał" i za wszelką cenę próbował zdobyć, aż w końcu mu się udało. Tworzyli ładną parę i nikt nie spodziewał się tego co się później stało. -przymknął powieki. Wiedziała że jest mu ciężko o tym mówić, dlatego też usiadła bliżej niego na stoliku i ujęła jego dłoń. Spojrzał na nią niepewnie, a Ona uśmiechem zachęciła go do dalszych zwierzeń.- David zaczął robić się zazdrosny, to była chora zazdrość, a Mandy nie mogła tego wytrzymać i z nim zerwała. Tydzień później zniknęła, a dwa tygodnie po tym znaleziono jej zmasakrowane ciało. Czy teraz rozumiesz o co mi chodzi? -zapytał z nadzieją w głosie, która płynęła też z jego oczu, gdy na nią patrzył. - Wszystko wskazuje na niego, ale policja nie miała wystarczających dowodów i go uniewinniono.   
          - A Ty nadal myślisz, że to On? -zapytała spokojnie.
          - Ja to wiem Księżniczko, dlatego tak się o Ciebie boję. -mocniej ścisnął jej dłoń, a w jego oczach dojrzała czułość jakiej jeszcze u nikogo nie widziała.
          - Rozumiem to Justin.
          - Czy teraz zerwiesz z nim kontakty?
          - Nie mogę. -odparła cicho, a On natychmiast podniósł się wzburzony.
          - Jak to nie możesz?!
          - Nie mogę od tak nagle zerwać tych kontaktów. Stopniowo będę się od niego odsuwać, aż w końcu zrezygnuję z pracy.
          - Dobrze. Cieszę się. Aa jeśli potrzebujesz pracy dam C i ją.
          - Słucham? -spojrzała na niego zdziwiona.
          - Przydałby mi się ktoś do tworzenia faktur, ich rozliczania, a skoro wiesz czym  się zajmuję i jesteś osobą zaufaną to chyba nic nie stoi na przeszkodzie, prawda?
          - Chcesz, żebym rozliczała faktury z handlu narkotykami? Aż tak mi ufasz? Nie boisz się, że doniosę policji o tym co robisz?                  
          - Gdybyś chciała już byś to zrobiła. Dobrze Ci zapłacę, ale nikt nie może o niczym wiedzieć. To raczej wiesz. Inaczej...
          - Inaczej co? -pytająco uniosła brwi, ciekawa jego odpowiedzi.
          - Inaczej czeka nas wszystkich więzienie. Wiesz to. Nie chciałbym, żebyś tam skończyła z mojej winy.
          - Rozumiem.
          - Zgadzasz się?
          -Pomyślę nad tym. -uśmiechnęła się, ale jemu to nie wystarczyło.
          - Nad czym tu się zastanawiać? Przy mnie nic Ci nie grozi Sell. -ujął jej dłoń w swoje i spojrzał głęboko w oczy. Nie rozumiała go.
          - Dlaczego tak się o mnie troszczysz? Nie rozumiem Cię Justin. Zrywając ze mną, powiedziałeś, że mnie nie kochałeś, a odkąd tu jestem Ty cały czas pilnujesz czy nie dzieje mi się jakaś krzywda... -puścił jej dłoń i wstał podchodząc do okna. Przetarł twarz dłońmi nie bardzo wiedząc co jej odpowiedzieć. Prawdy powiedzieć nie mógł, a nawet gdyby to zrobił na pewno by mu nie uwierzyła. Westchnął ciężko. Przez chwilę mu się przyglądała, a następnie wstała i podchodząc do niego położyła mu dłoń na ramieniu. Obrócił się do niej powoli ujmując dłoń, którą położyła na nim. - O co w tym wszystkim chodzi? -usłyszał w jej głosie czułość jakiej nie słyszał od dawien dawna i przez chwilę naprawdę zastanawiał się czy nie wyznać wszystkiego, ale w następnym momencie z tego zrezygnował.
          - O nic. Łączyło nas coś kiedyś i nie chcę, ab y coś Ci się stało Sell. Tyle. -wyminął ją, ale zatrzymał się w połowie kroku kiedy odezwała się ponownie.
          - Dlaczego odnoszę wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego?
          - Nie wiem, ale tak nie jest.
          - Znowu kłamiesz. -podeszła tak blisko, że chciał się cofnąć, ale nie miał tej możliwości, bo upadłby na stolik. -widzę to w Twoich oczach.
          - Nie przyszło Ci do głowy, że przez te wszystkie lata nie są już takie same i nie wszystko z nich wyczytasz?
          - Nie. Oczy zawsze pozostaną takie same. Mogą osnuć się tajemnicą, ale będą takie same. 
          - Jak Twoje?
          - Na przykład. -odparła szybko odsuwając się od niego.
Postanowiła dać mu już spokój. Usiadła na sofie, a On przysiadł obok niej. Wiedział, że jest zmęczona, ale nie chciał się z nią jeszcze rozstać.
          - Możesz zamówić taksówkę? Jestem zmęczona i chciałabym się już położyć.
          - Jasne.
Wyszedł z salonu w celu odszukania komórki, którą zostawił w kuchni. Wykonał jeden szybki telefon po czym wrócił do salonu.
          - Zam... -nie dokończył, gdy zobaczył śpiącą brunetkę. - Faktycznie byłaś zmęczona. -uśmiechnął się pod nosem mówiąc do siebie szeptem. Podszedł, wziął ją na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Kiedy kładł ją do łóżka przebudziła się na chwilę.
          - Justin co...
          - Cii.. Śpij Selly. -przykrył ją pościelą.
Udał się do łazienki w celu przebrania się w :pidżamę", na którą składały się jedynie bokserki. Kiedy wrócił do pokoju uśmiechnął się na widok brunetki śpiącej w jego łóżku. Marzył o tym widoku. Nie zmieniło się także to, że podczas snu wyglądała niezwykle uroczo i słodko.
Podszedł do łóżka i wsunął się pod pościel. Oparł głowę na łokciu i przyglądał jej się dłuższą chwilę. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Mruknęła coś niezrozumiałego, a kosmyk włosów opadł na jej twarz muskając jej policzek. Odgarnął go delikatnie dotykając policzka dziewczyny. Nagle przylgnęła do niego mocno się wtulając w jego klatkę piersiową. Serce przyspieszyło mu rytmu. Objął ją ramionami i tak trwali w uścisku dopóki Morfeusz nie zabrał i jego do krainy snów.

Obudził się jako pierwszy. Była godzina 5 nad ranem, a On czuł się naprawdę wyspany. Uśmiechnął się na widok śpiącej smacznie brunetki po czym wstał i udał się do łazienki.
Szybko odświeżył swoje ciało pod prysznicem i w samych bokserkach, które opinały jego męskie kształty, zszedł na dół, do kuchni, gdzie zaczął przyrządzać śniadanie. Standardowo były to naleśniki.
Obudził ją zapach rozprzestrzeniający się po pokoju. Przetarła oczy i zła na siebie spostrzegła, że nie jest u siebie. Zajrzała pod pościel i odetchnęła z ulgą widząc, że jest ubrana. Wciągnęła powietrze ze świstem i poczuła zapach szatyna, który otulał poduszkę i pościel. Mimowolnie jej usta wygięły się w szczerym uśmiechu. Skarciła siebie za to w myślach i natychmiast wstała z łóżka .Przystanęła na ostatnim stopniu schodów i spojrzała na szatyna, który nakrywał do stołu.
          - Dzień dobry Sell. -usłyszała jeszcze zanim na nią spojrzał.
          - Dlaczego mnie nie obudziłeś?
          - Nie miałem serca. Usiądź. -odsunął dla niej krzesło, a Ona wykonała jego polecenie. Przyglądała mu się uważnie, gdy spoczął naprzeciw niej.
          - Naleśniki? -zaśmiała się sama do siebie, a On do niej dołączył przypominając sobie stare czasy. Zjadła jednego z nałożonych na talerz i za więcej podziękowała. Nie była głodna choć śniadanie było przepyszne.
          - Nadal niewiele jesz. -skomentował, a Ona natychmiast zmieniła temat.
          - Muszę się zbierać. potrzebuję kąpieli i przebrać się przed pracą.
          - Pamiętaj o czym wczoraj rozmawialiśmy. Jak dużo czasu potrzebujesz?
          - Co najmniej dwóch tygodni.
          - Aż tyle? -spojrzała na niego pytająco, a On odezwał się nieco spokojniejszy. - No dobrze.

Wróciła do siebie i pół godziny później jechała już do pracy. Była w swoim gabinecie punktualnie o godzinie ósmej.  Natychmiast zabrała się do pracy. Pierwsze co zrobiła to zadzwoniła do przetwórni, aby zamówić towar dla Erica do baru. Później zajęła się  zaległymi fakturami i rachunkami. Około godziny 16 zeszła na dół, aby wziąć listę zakupów od Erica. Kiedy już ją dostała wybrała się do hurtowni, gdzie kupiła najpotrzebniejsze rzeczy.  Wspólnie za Erickiem rozpakowywała zakupy.
          - Sell.. -zatrzymał ją kiedy weszła na schody. - Dejv prosił, abyś do niego przyszła. -kiwnęła głową na znak, że rozumie i weszła schodami na górę. Zapukała delikatnie w drzwi, a gdy usłyszała "proszę"  weszła do środka.
Delikatnie uśmiechnęła się na jego widok i podeszła do biurka. Prosił, aby usiadła, więc tak też zrobiła. Od razu zauważyła dziwny wyraz na jego twarzy co ja zaniepokoiło.
          - Sell czy schodziłaś ostatnio do piwnicy?
          - Tak. Schodziłam tam z Erickiem w celu rozłożenia towaru, który przywiozłam. Dlaczego pytasz?
          - Sama tam nie schodziłaś?
          - Raz. Po butelkę wódki. Pomagałam wtedy Erickowi za barem. Byłeś w szpitalu. Coś się stało? Co to za przesłuchanie?
          - Zniknęło kilka faktur.
          - Jakich faktur?
Och, wiec zdążył zauważyć. Choć myślała, że zrobi to wcześniej... Udawała, że o niczym nie wie.
          - Chodzi o faktury z poprzednich lat, które przenieśliśmy z Twojego biura pod Twoją nieobecność.
          - Nie widziałam ich tam. -odparła bez zastanowienia, a On bacznie ją obserwował.
          - Na pewno? Może...
          - Dlaczego uważasz, że to ja stoję za ich zniknięciem?! -uniosła głos wstając z miejsca. Również się podniósł.
          - Nie oskarżam Cię Sell... po prostu...
          - Po prostu co? Po prostu pomyślałeś, że je wzięłam, tak? Nie pomyślałeś o tym, że mogły się zawieruszyć przy przenoszeniu? David pomyśl logicznie. Do czego miałyby być mi potrzebne?
          - Nie weim.
          - Następnym razem nie rzucaj bezpodstawnych oskarżeń. Nienawidzę tego. -odparła z obrzydzeniem. Obróciła się idąc w stronę wyjścia, które zastąpiło jej dwóch goryli. Obróciła się ponownie ze złością w stronę "szefa".
          - Co jeszcze? -warknęła gniewnie. Podszedł bliżej.
          - Co Cię łączy z Bieberem?
Otworzyła szerzej oczy ze zdumienia na to pytanie, a następnie po prostu się zaśmiała.
          - To chyba nie jest Twoja sprawa. Mam prawo mieć znajomych. -zmrużył oczy i odszedł, a Ona trzasnęła drzwiami za sobą. Biorąc torebkę ze swojego biura biegiem zeszła na dół, gdzie natknęła się na Justina i Erica. Wywróciła jedynie oczami i natychmiast opuściła pomieszczenie również trzaskając drzwiami.

David chciał z nim porozmawiać. Postanowił dać mu tę przyjemność, bo po samym głosie wnioskował, ze nie jest on zadowolony, gdy z nim rozmawiał. Po godzinie 18 był w klubie, ale Eric go zatrzymał tłumacząc, że Selena jest teraz u szefa. Po chwili usłyszał jej uniesiony głos. Chciał wejść na górę, ale barman go zatrzymał.
          - Teraz nic jej nie zrobi. -szatyn spojrzał na niego niepewnie, ale postanowił jednak zaczekać. Słyszał uniesiony głos, a następnie trzaśnięcie drzwi. W następnej chwili dostrzegł zdenerwowaną brunetkę. Wybiegła z klubu, a On za nią.
Była z siebie tak naprawdę zadowolona. Naprawdę mogłaby dorabiać jako aktorka. Krótko zaśmiała się pod nosem.
          - Sell! -krzyknął za nią, a Ona spojrzała na niego pytająco. - Co się tam stało?
          - Nic. Mała scysja z szefem. Nie ma o czym mówić.
          - Teraz Ty kłamiesz. -odparł bez zastanowienia. Westchnęła zmęczona.
          - No dobrze. Wsiadaj. -odparła wskazując na swój samochód. Zabrał jej kluczyki i zaprowadził na miejsce pasażera.
          - Pokażę Ci coś. -uśmiechając się uruchomił silnik jej samochodu.

Jechali niecałą godzinę. Nie znała żadnej z uliczek, którymi kierował się szatyn, ale nie była też w stanie obserwować cały czas drogi, bo czuła się zmęczona. Było przed 20 i słońce zaczynało zachodzić, kiedy szatyn zaparkował samochód pod jednym z drzew i wysiadł, a Ona zaraz po nim. Obejrzała się dookoła i na jej ustach pojawił się mimowolny uśmiech. Szatyn złapał ją za rękę i zaczął prowadzić przed siebie. Stanęli przy urwisku, z którego widok mieli na całą Barcelonę i zachodzące słońce.
          - Piękne. -szepnęła, a On spojrzał na nią z uśmiechem. Cieszył się, że podobało jej się jego ulubione miejsce. Wyglądała naprawdę na zadowoloną przez co wyglądała przepięknie. - Za chwilkę wracam. -podeszła z powrotem do samochodu, wyjęła z niego potrzebne rzeczy i wróciła do szatyna.
Wspólnie rozłożyli koc i na nim usiedli obserwując w ciszy rozpościerający się widok.
          - Skad znasz to miejsce? -zapytała po chwili.
          - Na samym początku kiedy tylko tu przyjechałem postanowiłem zwiedzić miasto. Jechałem przed siebie, aż znalazłem się tutaj. Od tamtej pory przyjeżdżam tu kiedy mam jakiś problem, kiedy chcę pomyśleć . mam zły dzień, ogólnie jestem zły, smutny lub zmęczony. To miejsce mnie uspokaja.
          - Rozumiem. Jest magiczne. -uśmiechnęła się szczerze wracajac do obserwowania.
          - Nocą też wygląda magicznie. Czasem wyobrażam sobie jakbym był ponad tym wszystkim co mnie otacza.
          - Myślę, że to miejsce od tej pory będzie też moim ulubionym.
          - Nie ma mowy! Musisz zapytać mnie o zgodę. -odparł poważnie, a Ona spojrzała na niego rozbawiona.
          - O zgodę? Naprawdę? A jeśli nie zapytam?
          - Spotka Cię kara. -wyszczerzył sie w uśmiechu.
          - Kara? -prychnęła. - Nie jesteś w stanie mi nic zro...
Nie dokończyła, bo szatyn "rzucił" się na nią i zaczął łaskotać. Już po chwili śmiała się jak szalona. Próbowała się wyswobodzić, ale przez śmiech nie miała na to siły.
          - Justin... proszę... -jęknęła zmęczona i otarła łzy, które spłynęły po jej policzku. Przyjrzał jej się ze szczerym uśmiechem. - Dlaczego tak patrzysz? -zapytała nadal leżąc, gdyż Justin siedział na niej okrakiem i nie miała możliwości, aby się podnieść.
          - Uwielbiam Cię taką.
          - Taką?
          - Taką wesołą i szczerą zarazem. Jesteś najpiękniejsza własnie teraz. Mogę śmiało powiedzieć, że Cię obnażyłem.
          - I to Ci się tak podoba? -zapytała szeptem wyczerpana z sił, a On nachylił się nad nią.
          - Nawet nie wiesz jak bardzo. -szepnął tuż przy jej ustach. Słyszał przyspieszony rytm jej serca i widział jej niepewne, błądzące spojrzenie.
Musnął delikatnie jej wargi, a kiedy to odwzajemniła pogłębił pocałunek.

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 14

Selena jest dorosła i podejmuje własne decyzje.



David wrócił ze szpitala dwa dni po tym jak znalazła na niego dowody. Od tamtej pory minął tydzień, a Ona choć nie miała zbyt wielu okazji za każdym razem, gdy nie było nikogo w pobliżu próbowała coś na niego znaleźć, ale jej wysiłki szły na marne. Zupełnie tak jakby wszystko rozpłynęło się w powietrzu.  Próbowała otworzyć drzwi, które znalazła w piwnicy, ale i to jej się nie udało. Połamała przy tym kilkanaście wsuwek do włosów, nic więcej. Wyważyć ich nie mogła, bo nie miałaby czasu aby wstawić nowy zamek i musiałaby zatrudnić do tego kogoś,  a tego robić nie mogła, bo David na pewno dowiedziałby się o tym i nie miałaby jak się wytłumaczyć.
Siedziała w swoim biurze i patrzyła w okno zrezygnowana. Z rozmyśleń wyrwała ją dłoń, która zaczęła latać przed jej oczyma. Podskoczyła przestraszona na krześle.
          - Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć. -usłyszała znany już sobie głos i wymusiła uśmiech na ustach. - Coś Cię trapi Skarbie? -zapytał, a ją aż ścisnęło w gardle na to zdrobnienie. Musiała udawać, że ją ono cieszy.
          - Nie. Chyba trochę tęsknię za domem, wiesz? -ujął jej dłoń i spojrzał w jej ciemne oczy.
Oh, gdyby nie była tym kim jest to na pewno zrobiłaby karierę jako aktorka. Idealnie potrafiła zagrać emocje .
          - Opowiesz mi trochę o sobie? Jesteś dość skryta. -poprosił, a Ona zastanawiała się co mu powiedzieć. Nie mogła powiedzieć prawdy o rodzinie, ale nie mogła też do końca kłamać, bo to mogłoby szybko wyjść na jaw, a na to pozwolić nie mogła.
          - Mieszkałam w Waszyngtonie nim się tu sprowadziłam. Mam dużo młodszą siostrę Mel, a moi rodzice to cudowni ludzie. Zawsze byliśmy ze sobą zżyci, może to dlatego tak bardzo mi ich brakuje...
          - Najprawdopodobniej. -odparł dotykając jej policzka. - Weź kilka dni wolnego i pojedź do nich. Tylko wróć do mnie. -uśmiechnął się, a Ona spojrzała na niego nie dowierzając.
          - Mówisz poważnie?
          - Tak. Chcę, abyś była szczęśliwa Sell. Jeśli tęsknisz za domem, odwiedź rodzinę.
          - W takim razie, ile mój wspaniałomyślny szef jest w stanie dać mi wolnego? -zapytała stojąc z nim oko w oko.
          - Tyle ile będzie Ci potrzeba, ale nie za dużo, żeby się za bardzo nie stęsknił. -ucałował jej dłoń.
          - Dziękuję David.   
          - Jedź się spakować. Za niedługo na pewno będziesz miała jakiś samolot. -odparł z uśmiechem.

Popędziła radośnie do domu i po trzech godzinach siedziała już w samolocie. Nie uprzedziła nikogo o swojej wizycie, ale wiedziała, że na pewno się ucieszą na jej widok. Około godziny 22 taksówka wysadziła ją pod domem rodziców. Weszła do środka tak cicho jak tylko mogła. Rodzice przebywali w salonie oglądając TV, a  Melody spała na kolanach Stelli Gomez, która oparta była o swojego męża Steven'a. Uśmiechnęła się pod nosem na ten uroczy widok , po czym szepnęła:
          - Nie przeszkadzam?
          - Sell, Skarbie! -ucieszyli się na jej widok. Mała dziewczynka zbudziła się i przetarła oczka patrząc na młodą kobietę.
          - Cześć Słoneczko . -przywitała się, a dziewczynka natychmiast rzuciła jej się w ramiona ze łzami w oczach. Brunetce również spod powiek popłynęło kilka łez. Z dziewczynką na rękach przywitała się z rodzicami.
Rozmawiali przez chwilę po czym udała się wraz z Melody do swojego starego pokoju. Położyły się na łóżku wtulone w siebie, a po chwili zasnęły. 


Szatyn siedział w salonie  i wychylał kolejną szklaneczkę whiskey. Jego myśli wciąż krążyły tylko i wyłącznie wokół brunetki. Cholernie się o nią bał i martwił, ale nie wiedział w jaki sposób mógłby ją zniechęcić do Davida. Pracowała u niego, więc nawet gdyby ten coś zrobił On nic by o tym nie wiedział. Zastanawiał się nad wszystkim co ostatnio mu powiedziała. Może Jeremy miał rację i Ona nic nie wie o pracy swego ojca i wcale z nim nie pracuje? Przecież gdyby pracowała dla FBI już dawno doniosłaby na Davida, a także na niego. Koniec końcem przyznał się do handlu narkotykami .
          - Przeklęty Steven Gomez! -warknął wściekły rzucając szklankę o ścianę. Był tak zły na samego siebie jak chyba jeszcze nigdy.                            
          - Spokojnie. -usłyszał i ujrzał parę przyjaciół, która usiadła naprzeciw niego.
          - Pierwszy raz odkąd Cię znam widzę Cię w takim stanie Justin. Zawsze wiedziałam, że masz swoją drugą stronę, ale nie sądziłam, że jest ona właśnie taka... - blondynka odezwała się jako pierwsza, ale urwała, aby dobrze dobrać słowa.
          - Żałosna? -rzucił kpiąc z samego siebie.
          - Nie. Wrażliwa.
          - To nie jestem ja Mel! Justin Bieber nie jest wrażliwy, ani też...
          - Dość! -krzyknęła wstając. Wstał również, aby się z nią zrównać.  Zamknął się i spojrzał na nią zdziwiony. Jeszcze nigdy nie była tak wzburzona. - Przestań oszukiwać nas i siebie samego Jus. Justin, którego stworzyłeś kilka lat temu nie jest prawdziwym Tobą. Nie bój się nam pokazać jaki jesteś naprawdę. Nie bój się okazać uczuć. Jesteśmy Twoimi przyjaciółmi i możesz nam ufać. Musisz tylko tego chcieć. -uśmiechnęła się uroczo, gdy skończyła. Dołączył do niej brunet milczący do tej pory.
          - Posłuchaj jej Justin. Melanie dobrze mówi. Wszyscy mamy problemy, ale musisz pamiętać, że nie jesteś sam, że możesz na nas liczyć. - oparł dłoń na ramieniu szatyna, a ten spoglądał raz na blondynkę, a raz na Jeremiego.
          - Wiecie... chyba macie rację. Nie mam zielonego pojęcia jak sobie z tym wszystkim radzić.   
          - Dlatego możesz na nas liczyć. Tylko choć może wymagam wiele chciałabym, abyś opowiedział mi o sobie  i Sell. O tym co w przeszłości Was łączyło. Dzięki temu może będę mogła bardziej pomóc...
Szatyn westchnął i usiadł z powrotem na fotel. Para przyjaciół zrobiła to samo, a On zaczął opowiadać o tym co było kiedyś. Tęsknił do czasów wczesnej młodości. Dzięki Selenie wszystko wtedy wydawało mu się łatwiejsze, ale jak to bywa w rzeczywistości każda historia ma swój koniec. Ta miała nieciekawe zakończenie.
          - Wiec gdyby nie to wszystko to tak naprawdę nie byłoby Cię tutaj?
          - Nie. Zapewne mieszkałbym z Sell, miałbym może choć jedno dziecko, o którym nawet rozmawialiśmy... wymyślaliśmy nawet imiona, dacie wiarę? -uśmiechnął się do swoich wyobrażeń, ale po chwili wrócił na ziemię.
          - Myślę, że powinieneś o nią walczyć Jus. Tym bardziej, że Dejv się koło niej kręci.
          - Mówiłeś, że Ona wie o narkotykach, tak? -potwierdził skinieniem głosy. - Więc gdyby pracowała dla FBI Ciebie i Davida już dawno by tutaj nie było. Pomyśl nad tym logicznie.
          - Nic nie tracisz próbując ją odzyskać. On już Ci nie zagraża. Selena jest dorosła i podejmuje własne decyzje. -patrzył na nich zdając sobie sprawę z tego, że naprawdę mają rację. Uśmiechnął się szczerze pierwszy raz od jakiegoś czasu.



Cieszyła ją świadomość tego, że najbliższe dni będzie mogła spędzić wśród rodziny. Była szczęśliwa wśród nich. Pierwszego dnia pobytu w Waszyngtonie udała się jednak najpierw do biura, aby załatwić sprawę z dowodami w sprawie Davida. Poprosiła ojca, aby ściągnął do biura także prokuratora, który będzie zajmował się tą sprawą. Zrobił oczywiście to o co prosiła. Weszła do sali narada spóźniona jakieś pięć minut.
          - Jestem! Przepraszam za spóźnienie. Przejdźmy od razu do sprawy. -powiedziała na jednym wydechu.  - Dzień dobry. Jestem Selena Gomez. -podała dłoń mężczyźnie nadal jeszcze roztargniona i dopiero po chwili na niego spojrzała. Uśmiechnęła się. - Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś Pana spotkam.
          - Christopher Wilde, żaden Pan. Też nie sądziłem, że jeszcze się spotkamy. -uścisnął jej dłoń najdelikatniej jak potrafił z szerokim uśmiechem.
          - Znacie się? -usłyszała pytanie ojca. Spojrzała w jego stronę, wcześniej zapominając. że przebywa w sali. Mężczyzna, który stał naprzeciw niej rzucił na nią jakiś urok w przeciągu chwili. Zeszła jednak po chwili na ziemię.
          - Poznaliśmy się w Barcelonie, a teraz przejdźmy już do sprawy, bo mam niewiele czasu.
          - Więc co dla mnie masz? -zapytał Christopher siadając naprzeciw niej. Przyglądał jej się uważnie  i zastanawiał jak ktoś tak młody może być "tajną bronią" FBI , a na dodatek kobieta, po której wcale się tego nie spodziewał, gdy pierwszy raz ją zobaczył. Była piękna i kryła w sobie tajemnice, które On nagle zapragnął odkryć. Obserwował ja uważnie, gdy mówiła co udało jej się zdobyć.
          - Mam faktury, które są dowodem na to, że w przeciągu trzech ostatnich lat David zajmował się handlem narkotyków. Wiem, że się ściga, ale na to dowodów niestety nie mam.
          - A co ze sprawą Mandy? Wiem, że ją wszczęłaś na nowo.
          - Tak. Udało mi się nakłonić ciotkę Davida-Amandę Truscot do złożenia prawdziwych wyjaśnień. To Ona rzekomo dostała sukienkę.
          - Rzekomo?
          - W rzeczywistości wcale jej nawet nie widziała na oczy, dopiero na sali. Próbowałam przekonać też Joshuę Briss'a do złożenia zeznań, ale... -nie dokończyła, bo rozdzwonił jej się telefon. Numer nieznany. Spojrzała podejrzliwie na ekran. Przeprosiła i odebrała, a po dwóch minutach rozmowy oznajmiła, że ma jednak dwóch świadków. - Oboje należą do rodziny Davida i byli zastraszani dlatego złożyli fałszywe zeznania. Obiecałam zapewnić im ochronę i mam nadzieję, że nie będzie z tym problemu. -spojrzała na twarz ojca, a następnie Christophera.
Przez tą chwilę zdążył przekonać się o tym, że kobieta nie znosi sprzeciwu jeśli chodzi o pracę i jest doskonała w tym co robi.
          - To da sie na pewno załatwić. Sędzia na pewno będzie przychylny ochronie. Rozumiem też, że sprawę nadal chcesz prowadzić w ciszy? -zapytał młody mężczyzna.
          - Jak najbardziej. W ten sposób zdobędę więcej dowodów przeciw niemu.
          - Postaram się o jak najdłuższy czas powstrzymania trafienia sprawy do mediów choć może to być ciężkie, bo wszyscy przecież wiemy jak głośna była sprawa z Mandy. Musisz liczyć się jednak z tym, że sprawa prędzej czy później zostanie nagłośniona. Sprawa jest zbyt poważna, aby prasa jej nie upubliczniła. Rok temu było z nia spore zamieszanie, wiec teraz...
          - Wiem. Nie chcę jednak, aby ktokolwiek wiedział, że to ja ją prowadzę. Nie chcę, aby na sali podczas rozprawy znajdowały się media.
          - Myślę, ze to uda mi się załatwić. Jesteś pewna, że Ci dwaj świadkowie złożą zeznania?
          -Tak. -odparła pewna siebie.
          - To powinno sądowi wystarczyć, aby wszcząć postępowanie na nowo.
          - Mam nadzieję, jednak mimo to postaram się dostarczyć jeszcze jakieś dowody.
          - Tylko uważaj na siebie Sell i nie ryzykuj zbytnio swoim życiem, dobrze?
          - Dobrze tato. Będę rozważna jak zawsze. -uśmiechnęła się patrząc na zatroskanego ojca.
Po tym jak brunetka opuściła budynek usiadł na fotelu i uśmiechnął się sam do siebie ciesząc się z ponownego spotkania z kobietą i wspólnej pracy. Przypomniał sobie jak gorąco i namiętnie tańczyli w Barcelonie i zapragnął znów wziąć ją w ramiona.. i pocałować.
          - Stop Chris. Nie myśl w ten sposób o Selenie. -powiedział sam do siebie i zaczął zbierać się do wyjścia. W drzwiach wpadł na Setvena.
          - Mam nadzieję, że dojdzie Pan z moją córką do porozumienia. Jest czasem zbyt pewna siebie i chce wszystko zrobić jak najlepiej, ale momentami zbyt ryzykuje, a ja martwię sie o nią, bo nie pozwala sobie pomóc.
          - Proszę się nie martwić. Na pewno dojdziemy z Seleną do porozumienia, a teraz przepraszam, ale spieszę się do pracy. Do zobaczenia.

Cieszyła się każdą chwilą spędzoną z rodziną. Uśmiech nawet na chwilę na schodził z jej ust. Spacerowała wraz z matką i Melody po uliczkach Waszyngtonu śmiejąc się i rozmawiając. Zapewniła dziewczynce rozrywkę, aby nawet na chwilę uśmiech nie zniknął z jej twarzy. Miała uśmiech ojca.
Ostatniego dnia udała się do centrum, aby kupić coś Melody. Nie wiedziała jeszcze co, ale coś wybierze na pewno. Właśnie wchodziła do sklepu, gdy usłyszała swoje imię za sobą. Obróciła się i dostrzegła przystojnego mężczyznę jakim był Christopher Wilde. Podszedł do niej z uśmiechem do Ona odwzajemniła.
          - Może kawa? -zapytał dość niepewnie za co sam siebie skarcił w myślach. Przy te j młodej i jakże pieknej kobiecie czył sie jednak jak dziecko mimo, iż miał już 31 lat.
          - Z chęcią. -odparła wesoło.
Udali się do pobliskiej kawiarni, gdzie miło spędzili czas.


Siedział w swoim gabinecie "patrząc" co się dzieje za oknem, ale tak naprawdę niczego nie zauważał, bo myślami był daleko od miejsca, w którym się znajduje. Zastanawiał się co brunetka robi w domu. Czy zdała już relacje ojcu z tego co się wydarzyło w Barcelonie czy może jednak zostawiła te informacje dla siebie. Mimo, iż bał się, że FBI będzie siedziało mu na karku i w każdej chwili mogło wpaść do jego domu, nie zamierzał uciekać. Nie tym razem. Zastanawiał się od jakiegoś czasu ile przyjdzie mu zapłacić za swoje czyny. Zarówno te z przeszłości jak i te aktualne.
          - Bieber! -usłyszał krzyk Melanie i aż się wzdrygnął wyrwany z własnych rozmyślań.
          - Tak Melanie?
          - Wołam Cię już od jakiegoś czasu. Pytałam co z towarem.
          - Załatw to wraz z Jeremym. Ufam Wam, więc możecie zrobić to sami. -odparł podchodząc do niej i szczerze się uśmiechając.
          - Justin to Cię zabije. -powiedziała patrząc mu prosto w oczu. Martwiła się o niego, a było coraz gorzej.
          - Nie martw się o mnie.

          - Eric jak Twoje zapasy?
          - Powoli kończy mi się alkohol szefie, ale złożyłem już zamówienie w hurtowni.
          - Dobrze.
Wrócił do swojego gabinetu, gdzie westchnął głośno po czym zamknął powieki. Przed jego oczami stanął obraz brunetki i uświadomił sobie jak bardzo za nią tęsknił. Zastanawiał sie jak długo jeszcze wystarczą mu pocałunki w policzek. Chciał czegoś więcej, ale nie chciał naciskać i jej wytraszyć. Rodziło się w nim uczucie. Tylko raz czył coś podobnego.
          - Mandy.. gdybyś mnie wtedy nie odtrąciła bylibyśmy szczęśliwi... -mruknął sam do siebie i otworzył oczy słysząc, że ktoś wszedł. Uświadomił sobie, że jest przecież sam, bo dał wolne ochroniarzom z racji tego, że nie zamierzał nigdzie wychodzić.
          - Widzę, że o niej nie zapomniałeś Dejv. -szatyn usiadł naprzeciwko niego, a ten spojrzał pytająco.
          - Co Cię do mnie sprowadza Bieber?
          - Cieszę się, że sprawa z Mandy nie daje Ci spokoju. Nie zasłużyła na to co jej zrobiłeś, a Ty wyminąłeś się od kary. Powinieneś za to zapłacić, rozumiesz? -uniósł lekko głos, a wzrok Davida stał się wrogi. Miał ochotę udusić swojego rozmówcę, ale to nie był dobry pomysł. Rozpocząłby wojnę, którą mógłby przegrać.
          - Do czego pijesz?
          - Jeśli skrzywdzisz Selenę... jeśli spadnie jej choć jeden włos z głowy to przysięgam, że Cię zabiję bez żadnych skrupułów. Rozpoczniesz ze mną wojnę David. Nie złożyłem wtedy zeznań, ale mogę zrobić to w każdej chwili, choć w sumie będziesz już martwy.. ale świat i rodzice Mandy będą znali prawdę.
          - To groźba? -zaśmiał się blondyn udając spokojnego, ale wcale taki nie był.
          - Ostrzeżenie. Miej sie na baczności, bo obserwuję każdy Twój ruch, a Mandy nie...
          - Dzień dobry! -weszła radośnie do gabinetu Davida. Podeszła i musnęła jego policzek po czym  przywitała się z Justinem.
          - Witaj Justin. -skinęła głową w jego stronę.
          - Witaj Sell.
          - Szybko wróciłaś. -wtrącił sie David wstając z miejsca i stając naprzeciw niej.
          - Nie chciałam nadużywać Twojej uprzejmości. Tych pięć dni było cudownych, ale pora wracać do pracy. -uśmiechnęła się.
          - Zrób sobie jeszcze dzisiaj wolne. Jutro zaczniesz o 8, a dzis jeszcze odpocznij, hm?
          - Dobrze, ale jutro zjemy wspólnie lunch, co Ty na to?
          - Z Tobą zawsze. -wsunął kosmyk jej włosów za ucho, a Justina aż skręciła w środku, gdy obserwował tę scenę.  Odchrząknął.
          - Wybacz Justin. Jestem po prostu szczęśliwa. David jest taki kochany... -spojrzał na nią. Znała to spojrzenie i trochę ją ono rozbawiło.
          - Nie wiedziałem, że się znacie... -zaczął blondyn kierując spojrzenie raz na Selene, raz na Justina. Dziewczyna już otwierała usta, ale szatyn ją wyprzedł.
          - Poznaliśmy się tutaj w klubie. Mówiłem Ci o tym . Od tamtej pory spotkaliśmy się tutaj przypadkowo kilka razy. Prawda? -przyjrzała mu się uważnie ciekawa tego dlaczego skłamał, ale zapyta go o to później.
          - Prawda. Nie znaliśmy się wcześniej. Wybaczcie, ale pójdę jeszcze do swojego biura na chwilę i uciekam do domu. Do jutra.
          - Do zobaczenia Sell.
Mężczyźni odprowadzili ją wzrokiem do drzwi po czym ponownie zwrócili sie ku sobie.
          - Miej się na baczności Base.
Wyszedł i postanowił zaczekać pod klubem na brunetkę. Był kompletnie wytrącony z równowagi, a kiedy tylko wyszła mocno chwycił ją za ramię i obrócił przodem do siebie. Zaskoczona straciła równowagę, ale Justin przytrzymał ją przez chwilę. Odsunęła się od niego po chwili i obrzuciła wściekłym spojrzeniem.
          - Co Ty do cholery wyprawiasz Justin?!
          - Ja?! To ja powinienem zadać to pytanie Tobie! Dlaczego tak się zachowujesz względem Davida?
          - Jak to? To bardzo miły, troskliwy i...
          - I niebezpieczny człowiek. -dokończył za nią. - Kiedy to w końcu zrozumiesz?
          - Wtedy kiedy Ty pojmiesz, że nie potrzebuję niańki. -odparła spokojnie co bardziej go denerwowało niż gdyby miała krzyczeć.
          - Cholera Sell! Doprowadzasz mnie do szału! nie mogę przez Ciebie spać, a Ty...
          - Widzę, że nic się nie zmieniło. -zaśmiała się i spojrzała na niego rozbawiona. - A teraz powiedz szczerze... po co byłeś u Davida? -skinęła głową w stronę klubu.  - Kim jest Mandy i dlaczego go okłamałeś, że nie znaliśmy się wcześniej? -założyła ręce na piersi krzyżując je, a On odsunął się od niej na odległość około jednego metra. Przyglądał jej się milcząc, a Ona przestępowała z nogi na nogę. - Nagle zaniemówiłeś? Słucham... o co w tym chodzi?
          - Nie.. nie mogę Ci teraz powiedzieć.
          - Skoro nie teraz to kiedy?
          - Przyjdź do mnie o 20. Porozmawiamy na spokojnie, a teraz muszę lecieć. Wybacz.
Nim zdążyła się odezwać już go nie było. Patrzyła za nim, a w końcu udała się do domu. Zastanawiała się jak dużo szatyn wie o Mandy, ale doszła do wniosku, że takie rozmyślanie nad tym jest bez sensu, bo i tak wszystkiego jej nie powie, chyba, że jakimś cudem uda jej się to z niego wyciągnąć.
On natomiast  przez resztę dnia zastanawiał się jak dużo i co może jej powiedzieć...



poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 13

          - Nie sądziłam, że tak pokierujesz swoim życiem...

(...)

          - Nie potrafiłem inaczej nim pokierować bez Ciebie

 

Następnego dnia z samego ranka udała się do szpitala, w którym przebywał David. Okazało się, że ma stłuczony obojczyk i poobijane żebra, ale musi zostać kilka dni na obserwacji. Cieszyło ją to, gdyż miała najbliższe dni na sprawdzenie teczek, które były w jej gabinecie, a także czas na znalezienie innych dowodów.
Zawdzięczała to wszystko Justinowi, choć nie miała tej świadomości.
          - Jak to się stało? -zapytała siedząc przy łóżku Davida.
          - Zwykły wypadek. Nic wielkiego.
          - Nie mogę zostawić Cię nawet na dwa dni, bo Ty od razu robisz sobie krzywdę. -zaśmiał się widząc jej poruszoną minę.   
          - Powiedz lepiej jak Twoje sprawy rodzinne. Załatwiłaś wszystko?
          - Dobrze, nawet bardzo dobrze. Mam nadzieję, że więcej komplikacji nie będzie. -uśmiechnęła się.
Siedziała z nim niecałą godzinę, gdy do sali wszedł ordynator, a Ona musiała udać się do pracy.
          - Przypilnuj, aby wszystko działało tak jak zawsze, dobrze? Mogę na Ciebie liczyć?
          - Oczywiście. Wpadnę do Ciebie jutro po południu. -cmoknęła go w policzek i opuściła salę, a następnie szpital. Skierowała się w miejsce swojej pracy, gdzie od rana pracował już Eric. Zastanawiała się kiedy On śpi.
          - Witaj Eric.
          - Cześć Sell. Widziałaś się z szefem?
          - Tak. Wróci dopiero za kilka dni, bo musi zostać na obserwacji, ale prosił, żebym dopilnowała, aby wszystko działało tak jak pod jego obecność.
          - Czyli impreza?
          - Tak. -odparła z uśmiechem i udała się do siebie na górę. Kiedy weszła do swojego gabinetu zaskoczona przystanęła obok drzwi. Popatrzyła na pokój i puste półki, na których wcześniej stały księgi rachunkowe. Opadła bezradnie na fotel zastanawiając się gdzie mogą teraz być, ale nic nie przychodziło jej do głowy, bo nie znała tego miejsca za dobrze. Po dłuższej chwili zajęła się pracą i tak minęły najbliższe trzy godziny. Poprawiła i uzupełniła jedną z ksiąg, które dostała wcześniej od Erica. Zeszła na dół z notesem i długopisem w dłoni.
          -Masz już listę zakupów potrzebnych na dziś?  -zapytała nawet nie patrząc na blondyna.
          -Sell? -usłyszała zdziwiony głos, który  dobrze znała. - Co tu robisz?
          - Pracuję jak widać. -odparła spoglądając najpierw na szatyna, a później na Erica. - Masz tą listę?
          - Tak, proszę.
          - Świetnie. Przygotuj mi jeszcze pełną listę tego co mam zamówić w hurtowni, dobrze?
          - Gotowa. -podał jej listę z uśmiechem, który odwzajemniła.
          - Jeszcze dziś wszystko zamówię. -schowała kartki do torebki i wyszła z klubu, rzucając krótkie "do zobaczenia Eric."
Szatyn podążył za nią i łapiąc ją tuż przy samochodzie mocno pociągnął za ramię odwracając    gwałtownie ku sobie.
          - Co Ty do cholery wyprawiasz Gomez?! -wrzasnął wściekły. Zawsze używał jej nazwiska, gdy był zły. Przyzwyczaiła się do tego i teraz dawało jej satysfakcję to, że mogła wyprowadzić go z równowagi.
          - Ja? Pracuję. Ty? Nie mam zielonego pojęcia. -wyrwała ramię z jego żelaznego uścisku.  - Zajmij się sobą Bieber, a mnie zostaw w spokoju, jasne?!
Przyglądał jej się. Jego spojrzenie stawało się łagodniejsze.
           - Dlaczego u niego?
           - Dlaczego nie Justin? Postanowiłam zostać tu na dłużej, a On zaproponował mi pracę. Nic wielkiego. Nie rozumiem o co robisz mi awanturę. Praca jak każda inna.
           - Nie! Zrozum  w końcu, że On nie jest jak każdy inny. David to...
           - To kto? Jeśli nie jest taki jak Ty to mi to odpowiada. -odparła wściekła, a On ciężko, ale jakoś to przełknął. Miał tą cholerną świadomość, że ją zranił. Może nawet bardziej niż przypuszczał skoro nadal żywiła urazę. -Dlaczego tak bardzo go nie trawisz? Myślałam, że się lubicie...
          - Tu nie chodzi o niego do cholery. Chodzi o Ciebie i Twoje bezpieczeństwo.
          - Potrafię o siebie zadbać.
          - Przestań do cholery to powtarzać! Tutaj nawet Twój ojciec nie pomoże. -wyrwało mu się. Zaklął na samego siebie w duchu i modlił się o to, aby nie zaczęła wypytywać, ale wiedział, że jest zbyt inteligentna, aby puścić to mimo uszu. Natychmiast pożałował swoich słów.
          - Mój ojciec? A co On ma do rzeczy? -zapytała zdziwiona. Patrzyła na niego uważnie, a On nie wiedział co powiedzieć.
          - Nic, nieważne. Mam nadzieję, że przejrzysz na oczy.
Zostawił ją samą z setką pytań, które nagle zaczęły rodzić się w jej głowie. W swoim zawodzie musiała zwracać uwagę na każde wypowiedziane słowo, bo mogło ono mieć znaczenie.
To przełożyło się także na jej życie prywatne. Czuła, że w słowach Justina ukryte jest drugie dno, ale dno, którego nie może dojrzeć bez jego pomocy.  Póki co postanowiła odłożyć tę sprawę i zająć się czymś co musiała zrobić teraz. Udała się do sklepu , aby zrobić barowe zakupy na dzisiejszy wieczór. Kiedy wróciła Eric był zajęty studiowaniem nowych drinków, więc zaoferowała się z pomocą i postanowiła pomóc mu przenieść  towar do piwnicy, która była najchłodniejszym miejscem w całym budynku. Będąc tam w drugiej części piwnicy dostrzegła segregatory, które wcześniej znajdowały się w jej gabinecie. "A więc to tu wszystko ukryłeś." -pomyślała. Musiała zdobyć jakoś klucze, aby mogła tu zejść. Posiadał je jedynie Eric, więc może być z tym problem. Wróciła po jakimś czasie do siebie na górę i zaczęła kombinować jak niepostrzeżenie zabrać klucze i wziąć choć jeden segregator do przejrzenia.
Doszła do wniosku, że zrobi to podczas wieczornej dyskoteki. Eric będzie wtedy zajęty, a Ona porozmawia z Davidem, aby dał mu choć jeden dzień wolnego, wtedy będzie mogła na spokojnie wszystko sprawdzić. Musi to załatwić już jutro, bo nie wiadomo  kiedy Dejv wyjdzie ze szpitala.
Wypełniła swoją pracę do końca i około godziny 19 zeszła na dół.
          - Pójdę do domu się przebrać i wrócę. Może przydam Ci się do czegoś.
          - Jeśli umiesz robić drinki i tego typu rzeczy to jasne. -uśmiechnął się szczerze choć był trochę zabiegany.
          - Dogadamy się. Do później.

Weszła do domu, gdzie natychmiast skierowała się do sypialni, a stamtąd  do łazienki. Po niespełna godzinie była gotowa do wyjścia . Zamknęła drzwi na klucz i skierowała się w stronę klubu.
          - Więc jak mogę Ci pomóc?
          - Jesteś pewna, że chcesz się bawić w barmankę dziś wieczorem?
          - Jasne, czemu nie? To zawsze nowe doświadczenie w życiu. -uśmiechnęła się promiennie.
          - W takim razie możesz zająć się nalewaniem piwa i wódki, a także whisky. Nie zdążę nauczyć Cię robić drinków, a z tym na pewno sobie poradzisz.
          - Zdecydowanie tak. -zaśmiała się.
Wraz z Erickiem przygotowała bar na imprezę i zadowolona z siebie czekała tylko na godzinę 21.
          - Sell? -usłyszała głos Erica za sobą. Obróciła się, a On wręczył jej butelkę po piwie do połowy czymś wypełnioną. Czymś co na pewno nie było piwem. Spojrzała na niego pytająco, a On natychmiast pospieszył z wyjaśnieniami. - Ludzie... to znaczy mężczyźni, Twoi klienci będą proponować Ci wódkę. Nie odmawiaj, aby się źle nie poczuli, ale nie połykaj jej też, bo zaczniesz mi się chwiać -oboje się zaśmieli. - Udawaj, że popijasz wódkę piwem i po prostu wypluwaj ją do butelki, aby się nie upić.
Spojrzała na butelkę, a następnie na kolegę z pracy po czym z uśmiechem się zgodziła.

Było dokładnie tak jak mówił Eric. Mężczyźni stawiali jej wódkę, a Ona widziała uśmiech na twarzy każdego, z którym "wypiła". Szczerze stwierdzała, że praca barmanki jej się podobała. W pewnym momencie dostrzegła klucze, więc używając wymówki, że potrzebuje wódki wzięła je i zeszła na dół. Do ręki wzięła pierwszy lepszy segregator i zaczęła go przeglądać. 
          - Bingo Gomez.
Ucieszyła się biorąc go pod pachę. Bocznym wejściem udała się na górę, gdzie ukryła segregator w swoim biurze. Uniknęła kamer na czym jej zależało, po czym wróciła do piwnicy i zabrała trzy butelki trunku.
Oddała klucze Ericowi, po czym nachyliła się, aby ustawić butelki. Usłyszała wtedy głos szatyna.
          - 3 poproszę.
Podniosła się z uśmiechem i wprawioną ręką podała mu to czego chciał. Cała trójka patrzyła na nią zaskoczona, ale jedynie Justin okazał swe niezadowolenie, prychnął pod nosem i obrócił się w stronę parkietu.
          - Co Ty robisz? -zapytał Jeremy.
          - Pracuję. Nie praw mi kazań tak jak Bieber, bo nie chcę ich słuchać.
          - Powinnaś. Pójdę tańczyć, a Ty pracuj pracusiu. -zaśmiała się melodyjnie widząc go z Melanie. Wyglądali naprawdę uroczo, a Ona zaczęła zastanawiać się czy coś ich łączy.
          - Twoje zdrowie Bieber. -krzyknęła przebijając się przez głośną muzykę stawiając przed nim kieliszek. Spojrzał na nią zagniewany, ale kiedy widział jej uśmiech i piękne oczy złość powoli mijała. Nie mógł zrozumieć jak mogła być tak piękna. Mogła ubrać na siebie zwykłe dresy i wielką bluzę, a i tak zachowywała swój urok.
Zachowywał się jak dziecko, które nie dostało swojego lizaka. - Zmień wyraz twarzy, bo ten do Ciebie nie pasuje i nie wyrwiesz żadnej panienki, a co będziesz robił w nocy?
          - O to się nie martw. -uniósł kieliszek i spojrzał na nią. Nalała także sobie, ale kiedy chciała "popić" zabrał jej butelkę i odstawił na bok. Skrzywiła się lekko, gdy przełknęła ciecz, która rozgrzała jej gardło. Oddał jej butelkę, a Ona schowała ją pod bar.
Przez cały czas siedział niedaleko niej i uważnie ją obserwował. Wiedział z kim "piła" i z kim rozmawiała. Czuł się lekko zazdrosny, gdy pozwoliła jednemu z klientów dotknąć swej dłoni. Zrobiła to chyba jedynie przez przypadek, bo natychmiast zabrała rękę.
          - Zamierzasz tak siedzieć całą noc? -zapytała z przekąsem. - Banda lasek czeka aż wybierzesz jedną i uczynisz jej ten zaszczyt na jedną noc.
Zmarszczył brwi spoglądając na nią uważnie.
          - Skąd o tym wiesz?  
          - Wiem o Tobie wiele. -puściła mu oczko i chciała odejść, ale złapał ją za dłoń.
          - To niedobrze, bo ja o Tobie praktycznie nic.
          - Prawidłowo. -uśmiechnęła się uroczo i spojrzała na swoją dłoń, która była w jego uścisku. Nie był to silny uścisk, raczej delikatny, ale taki, aby nie mogła się z niego uwolnić. Niechętnie uwolnił jej dłoń, a Ona zajęła się pracą.

Impreza skończyła się około godziny 3, ale została jeszcze, aby pomóc Erickowi posprzątać.  Była pod domem dopiero około godziny 4.
           - Czekałem na Ciebie. -usłyszała, a klucze wypadły jej z dłoni, gdy podskoczyła przerażona. Schylił się, aby je podnieść i wręczył jej, ponownie dotykając jej dłoni. Weszli do środka.
          - Co tu robisz?
          - Chcę porozmawiać.
          - Nie wydaje mi się, aby pora była odpowiednia. Jutro rano muszę wstać...
          - Co o mnie wiesz? -zapytał przechodząc do salonu. Zdziwiona udała się tam za nim. Zdążył nalać do szklanek whiskey. Podał jej jedną z nich i spoczął wygodnie na fotelu. - Więc? -ponowił pytanie.
          - Chcesz wiedzieć co wiem? -pokiwał głową twierdząco.  - Wiem, że każdej nocy sprowadzasz do swojego łóżka nową panienkę  i zastanawia mnie co tu robisz? Powinieneś raczej być...
          - Wiem gdzie mam być. Powiedz lepiej skąd to wiesz? Jerr Ci powiedział? -zaśmiała się siadając na stoliku naprzeciw niego. Założyła nogę na nogę. Miała na sobie krótkie shorty, wydekoltowaną bluzkę i szpilki, które tylko wydłużały jej seksowne nogi. Przejechał po nich wzrokiem z uśmiechem na twarzy.
          - Nie jestem głupia Justin. Takich rzeczy nie można ukryć za to można się domyślić. Nikt nie musiał mi o tym mówić. Nie bądź śmieszny.
          - Co jeszcze wiesz?
          - Bierzesz narkotyki i codziennie pijesz. -odparła beznamiętnie patrząc mu prosto w oczy.  Jego wzrok był nieodgadniony. Patrzył na nią w ciszy, gdy przystawiła szklankę do ust i upiła niewielki łyk złotego trunku. Kropelka wody spadła na jej dekolt zjeżdżając coraz niżej. Szatyn podążał za nią marząc o tym, aby być na jej miejscu. Jedynie ślad jej szminki pozostał na szklance, którą odstawiła, a następnie wstała.
          - Nic nie powiesz? Wiesz... zastanawiam się nawet czy nie handlujesz narkotykami...
          - Nie! -wykrzyknął natychmiast wstając z fotela i stając na równi z nią. - Skąd Ci to przyszło do głowy? Nie bądź niemądra Sell! -dostrzegł na jej twarzy uśmiech i poczuł na sobie jej przeszywające spojrzenie.
          - Jesteś zdenerwowany Justin. -obróciła się od niego. - Skąd w takim razie masz pieniądze na tak dostatnie życie jakie wiedziesz skoro nie handlujesz, ani też nie pracujesz, hm?
          - Nie handluję. -warknął stojąc za nią. Obrócił ją do siebie przodem. W szpilkach była z nim równa, więc stali ze sobą oko w oko. Obserwowała jego twarz. Jego mięśnie były napięte, ale z sekundy na sekundę rozluźniał je coraz bardziej.
          - Śmiem twierdzić, że kłamiesz Justin.
          - Nie, do cholery! Mówię prawdę. Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła?
          - Zależy Ci na tym?-zapytała, a On skinął głową. - Powiedz mi to w oczy. Wiesz, że będę wiedziała czy kłamiesz. -odparła, a On przez chwilę patrzył na nią po czym się obrócił i potarł twarz dłońmi. Miała cholerną rację, a On nie potrafił jej zmylić. - Nie możesz tego zrobić, prawda? Wiesz, że byś skłamał, a ja wyczytałabym to z Twoich oczu. -jej głos był smutny choć starała się, aby pozostał naturalny. Wyczuł ten żal i smutek dlatego spojrzał na nią niepewnie.
          - Zaliczasz panienki jedna po drugiej, pijesz i handlujesz narkotykami, a do tego sam je bierzesz. No i jeszcze wyścigi. Nielegalne wyścigi. Sporo się tego uzbierało na Twoich koncie Justin. Nie sądziłam, że tak pokierujesz swoim życiem...
Patrzył na jej smutną twarz  i miał ochotę przytulić ją do siebie, jednak wiedział, że na ten gest nie może sobie pozwolić.
          - Nie potrafiłem inaczej nim pokierować bez Ciebie Sell. To Ty byłaś kimś dla kogo chciałem być dobry. Kiedy Ciebie zabrakło nie potrafiłem już taki być. Zmieniłem się i to bardzo, wiem, ale Ty też się zmieniłaś. Wiem jednak, że ta kobieta, która była kiedyś przy mnie tak szczęśliwa żyje nadal. Głęboko w Tobie jest jeszcze ta urocza dziewczyna, pełna humoru, zawsze uśmiechnięta... -zbliżył się do niej mówiąc to, a Ona tak urzeczona jego spojrzeniem i słowami, które wydawały jej się prawdziwe, nawet tego nie zauważyła. Dotknął jej policzka, a Ona zareagowała na jego dotyk tak jak kiedyś. Przeszły ją przyjemne dreszcze. Przymknęła powieki i delikatnie się uśmiechnęła. Drugą dłoń oparł u dołu jej pleców i przyciągnął ją do siebie tak bardzo jak tylko było to możliwe. Otworzyła oczy, a On spojrzał w nie głęboko, oboje się uśmiechnęli. Wahał się, ale w końcu nie wytrzymał i musnął delikatnie jej wargi. Smakowały jak zawsze. Pamiętał ten smak doskonale. Nigdy u nikogo takiego nie czuł. Westchnęła i mruknęła cicho. Gdy ponownie dotknął jej warg, odwzajemniła ten pocałunek. Poczuł się pewniej i językiem przejechał po jej dolnej wardze prosząc o dostęp do jej wnętrza. Rozchyliła lekko wargi, a On spokojnie  i delikatnie zaczął ją całować. Kiedy poczuł, że odwzajemnia pocałunek przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej, choć ich ciała były ze sobą jakby sklejone. Całował namiętnie, a Ona mu się poddawała. Chciała walczyć, ale nie potrafiła. Nie kiedy był właśnie taki. Takiego Justina kochała. Czułego, troskliwego, czuła się przy nim bezpiecznie. Nie dotykał jej całego ciała, szanował ją. Gdyby była to jakaś inna kobieta już dawno leżeliby w łóżku, ale to była Sell. Jego Sell. Szanował jej ciało, szanował ją całą. Kiedy zabrakło im tchu oderwali się od siebie i oparli swoje czoła o siebie nawzajem. Miała zamknięte oczy, a kiedy je otworzyła dostrzegł w nich iskierki szczęścia, które widywał niegdyś. Miała mętny wzrok. Uwielbiał ją w takim stanie. Ujął jej twarz w swoje dłonie.
          - Dlaczego Justin? -zapytała szeptem.
          - Zawsze byłaś wyjątkowa Sell. Nigdy nie zmieniłem co do tego zdania. Byłaś, jesteś i będziesz dla mnie najważniejszą osobą.
          - Nie kochałeś mnie, więc jak możesz tak mówić? To niedorzeczne.
          - Zawsze wiedziałaś kiedy kłamię, nawet teraz. Po pięciu latach, wystarczy, że spojrzysz mi w oczy i wiesz kiedy mówię prawdę. Dlaczego nie widziałaś tego wtedy, hm? -spojrzała na niego nie rozumiejąc do końca sensu jego słów.
          - Zraniłeś mnie.
          - Wiem i możesz mi wierzyć lub nie, ale nigdy tego nie chciałem. Zranienie Ciebie i patrzenie na to jak cierpisz było ostatnią rzeczą jakiej pragnąłem.
          - Nadal tak jest. Ranisz mnie tym co mówisz i robisz...
          - Wiesz za dużo. -odparł jedynie po dłuższej chwili ciszy jaka między nimi zapanowała, próbując zachować naturalny ton.
          - I co w związku z tym? Usuniesz mnie? -jej postawa natychmiast się zmieniła. Rozum wziął górę nad sercem. Zakpiła sobie. Jej głos stawał się na powrót twardy i nie znoszący sprzeciwu. 
          - Skąd Ci to przyszło do głowy? Nigdy nikomu nie zrobiłem krzywdy. Nie mógłbym tym bardziej skrzywdzić Ciebie, rozumiesz? -złapał ją za ramiona. Unikała jego wzroku, więc ujął jej podbródek w dwa palce i zmusił do tego, aby na niego spojrzała. - Mam wiele na sumieniu Sell, ale nigdy nie zrobiłem nikomu krzywdy.
Po wypowiedzeniu tych słów opuścił jej dom zostawiając ją po raz kolejny z setką pytań bez odpowiedzi.

Przyznał się do handlu choć mógł się tego wypierać. Chciał po prostu, aby mu wierzyła co ją zastanawiało, bo nie wiedziała dlaczego tak bardzo mu na tym zależy. Miał smutne, pozbawione blasku oczy. Nie zachowywał się jak typowy gangster. Gdzieś w głębi niego pozostały  w nim jeszcze ciepłe uczucia , których nie chciał i pewnie bał się okazać. Wydawało jej się, że czegoś się obawiał, ale nie miała pojęcia czego. Przypomniała sobie jak w dniu zerwania mówił, że jej nie kochał, ale jego zachowanie świadczyło o czymś zupełnie innym. Nie raz odkąd przyjechała udowodnił, że się o nią boi i martwi. Znał Davida i chciał, aby trzymała się od niego z daleka. Być może wiedział więcej niż sądziła i mógł wiedzieć sporo na temat Mandy. Musiała go jedynie podejść i wyciągnąć z niego informacje.

Położyła się spać na zaledwie dwie godziny i z samego rana, po wypiciu mocnej kawy, udała się do szpitala. Dejv oczywiście już nie spał i powitał ją promiennym uśmiechem. Cmoknęła go w policzek i usiadła na krześle obok jego łóżka.
          - Wyglądasz na zmęczoną. Spałaś w ogóle w nocy?
          - Dwie godziny. Pomagałam Erickowi za barem. Jest przemęczony i myślę, że potrzebuje chociaż jednego dnia wolnego, bo dłużej tak nie pociągnie.
Spojrzał na nią uważnie, gdy kontynuowała swoją wypowiedź. - Klub na pewno nie ucierpi, gdy w niedzielę, to znaczy dzisiaj, będzie zamknięte. Przejrzałam już wszystko co potrzebne i wiem, że w niedzielę jest najmniejszy ruch.
          - Masz racje. Daj w takim razie Erickowi wolne. -uśmiechnął się, a Ona aż się zdziwiła. Nie sądziła, że tak łatwo jej pójdzie.
Po wyjściu ze szpitala natychmiast zadzwoniła do kolegi z pracy i poinformowała go o tym, że ma wolne. Był jej naprawdę wdzięczny. Wiedział, że Selena wprowadzi zmiany, ale bał się o nią, zresztą nie On jeden.

Sprawdziła segregator, z którego wyjęła trzy kartki. Były to podsumowania zarobków z tego roku, za miesiąc: styczeń, marzec i maj. Nie chciała brać wszystkich, ale gdy odnalazła klucze do piwnicy sprawdziła też kilka innych teczek, z których także zabrała po trzy kartki. Miała już dowód na to, że David otrzymuje pieniądze z handlu  narkotyków. Wystarczyło to dołączyć do akt sprawy.
Była ciekawa czy w piwnicy, do której miała nie mieć dostępu znajdzie coś jeszcze. Natrafiła na jakieś drzwi, które były zakluczone. Zastanawiało ją co może się za nimi kryć, ale żaden z kluczy nie pasował. Żałowała, że nie ma przy sobie wsuwki do włosów. Zrezygnowana wróciła na górę uprzednio zamykając drzwi piwnicy i odkładając je na miejsce. Usiadła na fotelu w swoim gabinecie i jeszcze raz dokładnie przejrzała faktury. Były z roku 2011/12/13. Trzy lata handlu narkotykami.
          - Nieźle Base. -mruknęła pod nosem zadowolona sama z siebie, chowając papiery do torebki. 


~*~

Wiem, że rozdział bardzo długo się nie pojawiał i za to Was przepraszam. Nie jestem niestety w stanie obiecać, że będą pojawiać się częściej, bo mam teraz bardzo mało wolnego czasu.

Mam nadzieję, że mimo wszystko pozostaniecie ze mną...

Jeszcze raz przepraszam i życzę wszystkim przyjemnego wieczora.
Olla.
                         

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 12

  - Oboje się zmieniliśmy, a On zasłużył na dużo więcej niż dostał. Wierz mi, David nie jest święty.
          - Ty też nie jesteś, więc nie masz prawa oceniać innych.


Wstała rano z uśmiechem na twarzy. W dobrym nastroju wyszła do pracy. Musiała porozmawiać z Davidem, więc, gdy tylko dotarła na miejsce pracy od razu skierowała się do jego biura. Przejście zagrodzili jej jego "goryle", uniosła brwi spoglądając na nich, a Oni natychmiast ją przepuścili.
          - Piękna i punktualna. -uśmiechnął się na jej widok. Przywitał ją jak zawsze - całując jej dłoń.
          - Staram się.
          - Dobrze Ci wychodzi. Potrzebujesz czegoś ode mnie? -zapytał, gdy oboje wygodnie już siedzieli na fotelach naprzeciw siebie.
          - Chciałam prosić Cię o wytyczenie mi godzin pracy.
          - Z tym nie będzie problemu. Możesz przychodzić o której chcesz, bylebyś przepracowała osiem godzin w ciągu dnia, czy taka opcja Ci odpowiada? -uśmiechnął się, a Ona twierdząco pokiwała głową. Chciała coś powiedzieć, ale odezwał się jako pierwszy kontynuując swą wypowiedź: - Jeśli będę Cię potrzebował rano bądź wieczorem dzień wcześniej Cię o tym powiadomię.
          - No dobrze. W takim razie poproszę Cię jeszcze tylko o dokumenty i faktury, którymi mam się zająć w pierwszej kolejności.
          - Papiery przekaże Ci Eric, bo ja trochę się spieszę. Czy coś jeszcze?
           -Tak. Wypadło mi coś ważnego i będę potrzebowała dwóch dni wolnego. Muszę załatwić sprawy rodzinne we Włoszech.  -uśmiechnęła się nieśmiało, a On obszedł biurko i zbliżył się do niej.
          - Dobrze. Jestem pewny, że rozwiążesz te sprawy  i do mnie wrócisz. -ucałował ją w czoło po czym wyszedł wraz ze swoimi ochroniarzami.
          - Na pewno. -mruknęła pod nosem, gdy została sama. Rozejrzała się po gabinecie, ale nie dostrzegła żadnych kamer, więc postanowiła zacząć działać już teraz, ale przeszkodziło jej w tym pukanie do drzwi. Ujrzała w nich Erica.
          - Mam Ci pokazać Twoje miejsce pracy. - mruknęła jedynie w odpowiedzi i podążyła za młodym mężczyzną. Był na pewno niewiele starszy od niej. Miał może z dwadzieścia-sześć bądź dwadzieścia-osiem lat. Więcej nie mógł mieć. Zastanawiała się dlaczego pracuje u Davida. Czy niczego nie podejrzewa? Czy David jest dla niego tak dobry, że pracuje tu już od ponad dwóch lat?
Wyszli z gabinetu i skierowali  się na prawo. Weszli przez pierwsze spotkane drzwi. W pomieszczeniu stało kilka półek z różnymi teczkami i sporych rozmiarów biurko przy samym oknie. - Tu będziesz miała swoją siedzibę. Całe pomieszczenie należy do Ciebie. W tych teczkach są faktury, których Ty nie dotykasz póki co  - spojrzała na niego zaskoczona. Przecież właśnie rozliczeniami miała się zajmować, a ma ich nie dotykać? To dziwne i na pewno coś się kryje w tych teczkach , ale dziś nie mogła ich dotykać. To jej pierwszy dzień i jeśli coś zginie to natychmiast wina spadnie na nią , a przecież tego nie chce, bo chce zbliżyć się do Davida, aby czegoś się o nim dowiedzieć i znaleźć coś co pomoże jej w zamknięciu Davida Base. Wzruszył ramionami w odpowiedzi na jej spojrzenie po czym znowu się odezwał: - Polecenie szefa, nie moje. Drzwi po Twojej lewej stronie prowadzą do gabinetu szefa, ale zawsze były zamknięte. Nie wiem jak będzie teraz.  Szef ceni prywatność, ale skoro Cię zatrudnił to może je otworzy. Na dole dostaniesz ode mnie klucze do magazynu. To chyba wszystko...
          - Okej. Zapamiętałam wszystko. -zaśmiała się wesoło, a On wraz z nią.
          - A! Jeszcze jedno! Będę sporządzał Ci listę potrzebnych produktów, które Ty będziesz zamawiać. Tak chyba będzie nam łatwiej. -uśmiechnął się.
          - Na pewno.
          - W takim razie ja uciekam do swoich zajęć, a Tobie życzę powodzenia.
          - Dziękuję. -odparła i gdy została sama opadła na fotel przy biurku. Od razu zaczęła przeglądać teczki, które Eric jej zostawił wcześniej na biurku. Nie miała problemów z rachunkowością, a nawet lubiła liczyć, więc praca minęła jej przyjemnie i bardzo szybko.
Usłyszała pukanie do drzwi, a po chwili zjawił się w nich David.
          - Sell zasiedziałaś się już pierwszego dnia.  -zaśmiał się widząc jej zdezorientowaną minę. Spojrzała na zegarek stojący na jej biurku i dopiero wtedy dostrzegła, że jest już kilka minut po osiemnastej.
          -Oh, przepraszam. Nie zauważyłam kiedy...
          - Nie przepraszaj. Nic się przecież nie stało. Mam nadzieję, że praca Ci się podoba?
          - Gdyby tak nie było na pewno bym się nie zasiedziała. -zaśmieli się oboje.
          - O której jutro lecisz do Włoch?
          - O siódmej piętnaście mam wylot. Wrócę za dwa dni.
          - Czyli dziś już się nie spotkamy? -zapytał zrezygnowany.
          - Niestety nie, ale spotkamy się natychmiast, gdy tylko wrócę.
          - Mam taką nadzieję, a teraz uciekaj do domu, bo pewnie musisz się jeszcze spakować. Do zobaczenia Sell. -powiedział na pożegnanie, gdy już wychodziła. Dała mu całusa w policzek i wyszła głównym wyjściem z klubu, na dole żegnając się jeszcze z Erickiem, który dał jej klucze od magazynu. 

Lot do Włoch oraz dojechanie do hotelu, w którym wynajęty miała pokój, zajął jej około pięciu godzin. Weszła do pokoju, gdzie zostawiła walizkę przy komodzie  i odrobinę się odświeżyła po czym wyszła kierując się pod adres, który zapisany miała na karteczce.
Zadzwoniła dzwonkiem do drzwi, które otworzyła dziewczyna, około szesnastu lat.
          - Dzień dobry. Szukam Amandy Truscot.   
          - Mamo! Do Ciebie.
Po chwili w drzwiach zjawiła się kobieta, na oko miała około czterdziestu lat. Była niższa od Seleny, która jej się przedstawiła, dodała oczywiście, że jest agentem FBI, a kobieta niechętnie wpuściła ją do domu. Skierowały się do salonu, gdzie spoczęły na sofie naprzeciw siebie.
          - O co chodzi? -zapytała kobieta niepewnie.
          - O Pani siostrzeńca-Davida Base - gdy to powiedziała dostrzegła strach w oczach kobiety i trwogę na twarzy. "Wszyscy się go boją, mimo, że są rodziną." -pomyślała brunetka.
          - O co chodzi konkretnie? Nie rozumiem chyba...
          - Myślę, że bardzo dobrze Pani wie o co chodzi. Mianowicie o sukienkę , którą rzekomo Pani wręczył. Tę krwistoczerwoną, w której zamordowano Mandy Latoila. Chciałabym ją zobaczyć, jeśli można.                    
          - Bardzo mi przykro, ale wyrzuciłam tę sukienkę. Mówiłam o tym na policji i w sądzie. Sukienka się podarła, gdy zahaczyłam o gwóźdź wystający z parkowej ławki. Nie było sensu jej trzymać.
          - Kłamie Pani. Prawda jest taka, że nigdy Pani takiej sukienki nie dostała i kryje Pani siostrzeńca.
          - Nie. Naprawdę ją...
          - Czy wie Pani, że za składanie fałszywych zeznań grozi kara pozbawienia wolności? -kobieta milczała przez dłuższą chwilę wpatrując się w swoje trzęsące się dłonie. Brunetka bacznie ją obserwowała. Po chwili usłyszała męski głos, a w salonie zjawił się mężczyzna, który był zapewne mężem Pani Amandy.
          - Skarbie chyba już pora. -powiedział kładąc dłoń na ramieniu kobiety. Selena przyjrzała mu się uważnie, a mężczyzna wyciągnął dłoń w jej kierunku.
          - James Truscot.
          - Selena Gomez, agent FBI. O czym Pan mówi?
          - Żona wcale nie dostała tej przeklętej sukienki. To wszystko kłamstwo. -odparł, a kobieta zaczęła płakać chowając twarz w dłoniach.
          - Dlaczego zeznała Pani inaczej? -zapytała Selena i chwilę poczekała na odpowiedź. Kobieta musiała się uspokoić, ale wiedziała już, że dowie się prawdy od tej rodziny na temat Davida.
           - Musiałam skłamać, jeśli nie chciałam stracić rodziny. David groził każdemu kto coś wiedział. Wszyscy musieliśmy kłamać i iść mu na rękę.
          - Jeśli boi się Pani o własne życie i życie rodziny zapewnię Pani ochronę, ale muszę poznać prawdę. Muszę wiedzieć co dokładnie wydarzyło się między Davidem, a Mandy i w jaki sposób David ją zamordował. Musi Pani wyznać prawdę.
          - Najwyższa na to pora . Dopilnuję, aby złożyła pełne zeznanie. Obiecuję.
          - To ja przejęłam sprawę, więc zostaną państwo poinformowani kiedy możecie złożyć zeznanie. Póki co sprawa nie jest nagłośniona i wolę, aby tak pozostało dla bezpieczeństwa  mojego, jak i innych. Pracuję u Pana Davida i spotykam się z nim, aby dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat, bądź znaleźć jakieś dowody, które go obciążą. Dopiero, gdy zbiorę świadków i dowody sprawa zostanie nagłośniona.
          - Niech Pani na siebie uważa! - kobieta dotknęła dłoni Seleny, a brunetka dojrzała troskę na jej twarzy na co szczerze się uśmiechnęła.
          - Proszę się o mnie nie martwić. Jestem wyszkolonym agentem FBI, nic mi nie grozi. Państwu także, proszę mi zaufać. Zapewnię Wam ochronę.
Brunetka siedziała już od dłuższego czasu i słuchała opowieści Pani Amandy, która znała historię od początku do końca. Kobieta nigdy nie pomyślałaby, że człowiek jest zdolny do takich okrucieństw jakich dopuścił się David Base. Był przykładem idealnego psychicznego mordercy i musiał zapłacić za swoje winy. Wiedziała już nawet, że kara jaką dostanie będzie ją satysfakcjonowała, nie w pełni, ale po części na pewno. Sąd na pewno przystanie na wyrok o jaki wystąpi wspólnie z prokuratorem. Może mieć najlepszych  obrońców, ale to mu nie pomoże.
W pewnych momentach opowieści ciarki pojawiały się na jej ciele, ale nie dawała po sobie poznać, że opowieść o  tym co David robił Mandy paraliżuje ją. Nie mogła dać tego po sobie poznać. W końcu to Ona teraz prowadzi tę sprawę.
          - Dziękuję Pani bardzo za to o czym mi Pani opowiedziała. Mam nadzieję, że mogę liczyć na Pani zeznania , gdy sprawa na nowo trafi do sądu?
          - Tak. Powiem wszystko to, co powiedziałam Pani. -kobieta wstała i wraz z mężem odprowadziła brunetkę do drzwi.
          - To  moja wizytówka. Proszę dzwonić w dzień i w nocy, jeśli zajdzie taka potrzeba. Do zobaczenia za jakiś czas.
Wróciła do pokoju po ponad pięciu godzinach i jedyne czego pragnęła to wrócić już do domu. Do Waszyngtonu. Do rodziców i Melody . Tęskniła za nimi niezmiernie, ale nie mogła ryzykować i rozmawiać z nimi dość często, nawet przez telefon. Nie mogła narażać rodziny, a niebezpieczeństwo groziło im podczas całej akcji. Momentami żałowała tego kim jest, ale praca dawała jej dużą satysfakcję i chyba nigdy nie będzie w stanie z niej zrezygnować.
Położyła głowę na poduszkę i natychmiast zasnęła.

Rozładowali towar i udali się do domu szatyna, który błądził daleko myślami.
          - Justin, skup się. Nie możemy popełniać błędów, bo w tym fachu możemy przepłacić to życiem. Pamiętaj  o tym. To jedna z naszych zasad.
          - Masz rację Mel. Przepraszam Was, ale na razie chyba do niczego się nie nadaję.
          - Stary rozumiemy, że martwisz się o Selene. Sam ją polubiłem i trochę boję się tego, że David może ją skrzywdzić, ale Ona jest nieugięta. Nie daje się namówić do wyjazdu stąd, ani przemówić sobie do rozumu, że  Dejv to nie partia dla niej. Nie możemy jej porwać i wywieźć daleko stąd. -brunet poklepał przyjaciela i szefa w jednym, który spojrzał na niego z błyskiem w oku. Zarówno Mel jak i Jeremy domyślili się o co chodzi.
           - Odpuść. Nawet ja poznałam ją na tyle, aby wiedzieć, że i tak by tu wróciła. -odezwała się Melanie ze śmiechem, a Oni po chwili do niej dołączyli.
          - Masz rację Mel. Zastanawia mnie po prostu co ją tutaj tak trzyma. Nie wierzę, że jest na wakacjach skoro zaczęła pracować, a poza tym jest tu ponad miesiąc. Wakacje tyle nie trwają.  Nie sądzę też, aby David tak ją oczarował, że nie chce stąd wyjechać. -szatyn zastanawiał się nad tym już od dłuższego czasu, ale naprawdę nic nie przychodziło mu do głowy. Momentami czuł, że jest może za głupi, aby rozszyfrować Selenę Gomez. Brunetka była pełna tajemnic, a On przekonał się, że to naprawdę nie jest Selena, którą znał. Ta kobieta, która ma  jej ciało i głos wcale nią nie jest. Jest całkowicie innym człowiekiem zupełnie tak, jakby Sell miała siostrę bliźniaczkę, która jest jej całkowitym przeciwieństwem, a takowej bliźniaczki nie ma na pewno. Wiedziałby, gdyby istniała.
          - Może jest tu ze względu na Ciebie? -odezwała się Melanie nawet na nich nie patrząc tylko podjadając orzeszki. Uniosła wzrok dopiero, gdy poczuła dwa świdrujące spojrzenia na sobie. - No co? Też jestem kobietą, więc chcąc nie chcąc wiem jak działa umysł kobiety.
          - Mów dalej Mel. -ponaglili ją oboje zaciekawieni jej teorią.
          - Z rozmów zdążyłam wywnioskować, że poznaliście się kilka lat temu i nie pałaliście do siebie wtedy takim uczuciem jakim pałacie teraz, ale wręcz odwrotnym. Tak mi się przynajmniej wydaje. Może Ona po prostu chce być blisko Ciebie  i Cię odzyskać? Albo... jeśli bardzo ją zraniłeś to zapewne chce się zemścić za swoje krzywdy.
          - Ta druga opcja wydaje się być bardziej realna.- mruknął sam do siebie pod nosem, ale usłyszeli go wszyscy.
          - Doskonale uderza.-dodał Jeremy. - Odkąd się pojawiła nie jesteś sobą i...
          - Dobra, wystarczy! Nie chcę więcej tego słuchać. -był zdenerwowany co dało się wyczuć po tonie głosu. Zawsze starał się ukrywać swoją złość, ale głos go zdradzał.
          - Sami chcieliście, abym powiedziała! -blondynka uniosła lekko głos oburzona.
          - Tak i obawiam się, że masz rację. Zmieńmy jednak temat. Dziś wyścigi. Będziecie? -zapytał już normalnie. Uśmiechał się szeroko na samą myśl o wyścigach.
          - Jasne, że będziemy. Pamiętaj tylko, że David nigdy nie gra fair. -Jeremy poklepał go po ramieniu i opuścił wraz z blondynką jego dom.

Równo dziesięć minut przed pierwszym wyścigiem zajechał na tor, gdzie przywitał się ze wszystkimi. Był ulubieńcem. Dostrzegł Davida rozmawiającego przez telefon. Spotkali się dopiero na linii startu.
David spojrzał na niego z cwanym uśmieszkiem. Zupełnie tak jakby już coś sobie zaplanował.
          - Powodzenia Bieber.
Ruszył spokojnie wiedząc, że wygraną ma w kieszeni. David Base wygrał z nim tylko raz, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że Justin mu na to pozwolił.
Był na prowadzeniu i właśnie zaczęli ostatnie okrążenie, gdy dostrzegł w lusterku wściekłą minę przeciwnika. Zaśmiał się na ten widok, a po chwili poczuł silny wstrząs co oznaczało, że David zaczął nieczystą grę. Uderzył swoim autem w auto szatyna powodując tym samym, że ten musiał zwolnić. Zbliżali się do mety, gdy Dejv zrównał się z nim i uderzył go w bok, co widzieli wszyscy stojący przy mecie. Justin w końcu nie wytrzymał i po tym jak uderzył w ścianę dogonił Davida po czym z impetem uderzył w jego auto, które wypadło z drogi. Odbiło się od ściany i uderzyło w beczki z wodą. Szatyn dojechał na metę. Wysiadł z auta i natychmiast otoczyło go grono znajomych. W tym kobiet, które zaczęły się do niego łasić, mając nadzieję na to, że dziś to jedna z nich dostąpi zaszczytu i znajdzie się w łóżku Justina Biebera.
          -Wystarczy! Dajcie mu odetchnąć! -krzyknęła Melanie przeciskając się wraz z Jeremym w stronę szatyna. Dziewczyny mruknęły tylko coś pod nosem i się rozeszły.
          - Nic Ci nie jest?
          - Nie. Jestem cały. Nie wiem co w niego wstąpiło. Jeszcze nigdy nie grał tak nieczysto. Zachowywał się jak szaleniec. -skinął głową w stronę auta Davida, a następnie zaczął tam iść widząc, że przeciwnik nie wysiadł jeszcze z auta. Przyjaciele podążyli za nim zadając różne pytania, ale wszystkie ignorował. Nie odpowiedział na żadne. Szedł tylko w stronę auta, a kiedy już tam dotarł dostrzegł nieprzytomnego Davida. Otworzył drzwi i wszedł do środka sprawdzając puls. Mężczyzna żył, ale szatyn nie mógł go ocucić, więc wezwano pogotowie, a kiedy dotarło na miejsce nikogo już tam nie było. Nawet szatyna, który dobrze wiedział, że to co robi jest nielegalne dlatego musiał wrócić do domu. Dejv nie jest na tyle głupi, aby opowiadać o tym jak doznał urazu . Pogrążyłby samego siebie.

Czekała właśnie na taxówkę, aby dojechać do "domu". Była zmęczona podróżą z Włoch do Barcelony. Weszła do domu, gdzie wzięła szybki prysznic po czym ubrała się  i wyszła z domu. Skierowała się w stronę klubu. Była wyczerpana, a o tej godzinie impreza w klubie już trwała, jednak chciała zachować pozory i spotkać się z Davidem. Do tej pory wychodziło jej to znakomicie, nie zamierzała tego psuć. Kiedy tylko weszła do środka podeszła do baru.
          - Cześć. Dejv u siebie? -przywitała Erica uśmiechem, co ten odwzajemnił.
          - Cześć Sell. Davida nie ma. Jest w szpitalu.
          - Szpitalu? -zapytała zdziwiona. - Dlaczego?
          - Miał mały wypadek. Nie martw się. To nic wielkiego, za kilka dni wyjdzie. Jest tylko poobijany. -wytłumaczył widząc minę dziewczyny, którą źle odebrał co świadczyło o tym, że jest naprawdę dobrą aktorką. Pomyślał chyba, że przejęła się losem tego człowieka, ale Ona w głowie już układała plan jak wykorzystać nieobecność Dejva. Szczęście jej sprzyjało.
          - Dobrze. Będę jutro około dziesiątej. Muszę trochę odpocząć po podróży. Do zobaczenia Eric.
Szła w kierunku wyjścia i przez swoją nieuwagę, gdy wychodziła wpadła na kogoś kto wchodził do klubu. Poczuła silne ramiona, które łapią ją po zderzeniu i ratują przed upadkiem. Kiedy już odzyskała równowagę spojrzała na swoją ofiarę i wybawcę w jednym.
          - Moja księżniczka wróciła. -usłyszała dobrze znany sobie głos i wywróciła oczyma. Domyśliła się, że to Jeremy przekazał mu wiadomość o tym, że wyjechała, bo próbował się z nią skontaktować, gdy była w samolocie. Odpisała mu później jedynie, że nie ma jej w kraju. Nie miała ochoty na dyskusje z nim.
          - Daruj Bieber.
          - Sell może się do nas przyłączysz? -zapytała Melanie spychając szatyna na dalszy plan.
          - Nie dzisiaj Mel. Jestem zmęczona podróżą i jedyne czego pragnę to łóżka w swoim domu.
          - Rozumiem. Innym razem. -uśmiechnęła się i weszła razem z Jeremym do klubu. Brunetka natomiast skierowała się w stronę domu, a szatyn stojąc przez chwilę w tym samym miejscu obserwował oddalającą się sylwetkę kobiety. Zbiegł szybko z kilku schodków i ją dogonił.
          - Czego chcesz Justin? -zapytała zmęczonym głosem.
          - Niczego.
Zatrzymała się i spojrzała na niego zdziwiona. Stał przed nią, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Chcąc nie chcąc roześmiała się na ten widok, a następnie wróciła do marszu. Nie zwalniając już zapytała:
          - Więc skoro niczego nie chcesz to po cholerę za mną idziesz?
          - Nie wyglądasz najlepiej. -odparł po dłuższej chwili, gdy znajdowali się pod jej domem. - A ja mówiłem, że będę Cię strzegł czy tego chcesz czy nie. -dodał, gdy przekręcała klucz w zamku. Spojrzała na niego marszcząc brwi , a następnie weszła do środka zostawiając mu drzwi otwarte  wiedząc, że wejdzie za nią.
          - W pobliżu nie ma Dejva, więc odpuść. To przed nim rzekomo miałeś mnie chronić. -krzyknęła z salonu sądząc, że jest jeszcze w przedpokoju, bo nie słyszała nawet jak zamykał drzwi, kiedy się obróciła odbiła się od niego i upadła na sofę. - Czy musisz poruszać się niczym szpieg? -zapytała, gdy pomagał jej wstać.
          - Nie, przepraszam. -odparł przyglądając się jej uważnie, gdy zmierzała do kuchni. Deptał jej po piętach, jak to się mówi, ale w sumie jej to nie przeszkadzało. - Przed Dejvem nie muszę Cię na razie chronić.
          - Ta. -mruknęła popijając wodę. - Słyszałam, że jest w szpitalu.
          - Reagujesz całkiem spokojnie jak na osobę, której rzekomo na nim zależy.
          - Eric poinformował mnie, że to nic takiego, więc daruj sobie swoje uwagi, bo nie mam zamiaru ich słuchać.
Udała się schodami na górę, ze szklanką w dłoni, do swojej sypialni, a szatyn nie odstępował jej nawet na krok.Gdy już weszli do sypialni odezwał się ponownie:
          - Czy nadal będziesz tak spokojna, gdy powiem, że to moja zasługa? -szklanka wypadła jej z dłoni niosąc za sobą dźwięk tłuczonego szkła. Była przerażona. Jak Justin mógł zranić człowieka? Nie żałowała Davida, ale nie rozumiała zachowania Justina. Widział jej reakcje i wydawało mu się, że jest to pierwsza szczera reakcja jaką u niej zaobserwował  odkąd przyjechała.
          - Twoja zasługa? O czym do diabła mówisz? -zapytała nadal przerażona wizją tego, że szatyna cieszy krzywda innych ludzi     .
          - Ścigaliśmy się. On jako pierwszy zaczął grać nie fair. Tak naprawdę to, że leży w szpitalu to tylko i wyłącznie jego wina. -uśmiechnął się.
          - Od kiedy cieszy Cię krzywda innych? Nigdy taki nie byłeś.
          - Oboje się zmieniliśmy, a On zasłużył na dużo więcej niż dostał. Wierz mi, David nie jest święty.
          - Ty też nie jesteś, więc nie masz prawa oceniać innych. -odparła wściekła i wchodząc do łazienki trzasnęła drzwiami. Była wściekła jak osa. Szatyn nie rozumiał jej reakcji, ale co się dziwić skoro Ona sama jej nie rozumiała? Postanowił zostawić ją w spokoju dzisiejszego dnia.

~*~
To by było na tyle w tym rozdziale.

Ucieszyłam się, gdy pod poprzednim rozdziałem ujrzałam 10 komentarzy. Sprawiliście mi przyjemność, chyba nawet nie wiecie jak wielką. Cieszę się, że coraz więcej osób czyta te moje wypociny. ;)

Jeśli macie jakieś pytania zapraszam na:
JustinAndSell
oraz na mojego twittera:
Jellena1820

No i zapraszam też na:
sad-and-happy-story-jelena

dodałam tu nowy rozdział, którego tak oczekiwaliście. ; ) 

Pozdrawiam serdecznie :*
Olla.