Dłużej przyjrzała się fotografii.
Barcelona.
Szatyn obudził się
dzisiejszego ranka z naprawdę dobrym nastrojem. Może to dlatego, że
nic nie brał poprzedniego wieczora, ani też nie wypił kropli
alkoholu. Był czysty - pierwszy raz od dłuższego czasu i podobało
mu się to uczucie, bo powoli zapominał jak to jest.
Kiedy zażywał narkotyki momentami czuł się całkowicie rozluźniony, ale momentami budził się w nim prawdziwy potwór. Zdawał sobie z tego sprawę, ale nie potrafił przestać. Rozładowywał swoją złość na wszystkim i wszystkich. W głębi siebie żałował czasem swych czynów, ale nigdy się do tego nie przyznał.
Zbiegł schodami w dół, gdzie przyrządził sobie śniadanie, a następnie zszedł do piwnicy, aby w ciszy poćwiczyć. Znajdowała się tam jego własna siłownia i worek treningowy. Często, gdy w niego uderzał wyobrażał sobie swoich wrogów. Uderzał wtedy szybciej i z większą siłą. Momentami aż brakowało mu sił.
Po dwugodzinnym treningu wrócił na górę, gdzie natychmiast wziął prysznic, a następnie wykonał kilka ważnych telefonów.
- Jer... czy z towarem wszystko w porządku? Macie opóźnienie. Co się dzieje?
- Wszystko jest okej Bieber. -usłyszał głos Melanie. - Mieliśmy mały postój, bo policja stała przy drodze. Jesteśmy niedaleko.
- Okej. Będę czekał tam gdzie zawsze.
Rozłączył się patrząc na zegarek. Postanowił już teraz jechać w wyznaczone miejsce.
Wyszedł z domu i wsiadł do swojego Range Rovera sportowego.
Kilka razy obrócił się za siebie sprawdzając czy aby nikt za nim nie jedzie. Był świadom, że jest łakomym kąskiem dla policji, która tylko czeka, aż wykona choć jeden fałszywy ruch, a On? On siedział w tym już za długo, aby popełniać jakiekolwiek błędy. On się nie mylił. Nie znał słowa pomyłka. Był wręcz doskonały w swoim fachu. W tym co robił.
Wjechał do starego, opuszczonego magazynu, którego strzegli ochroniarze. Było ich dwóch i wydawało mu się, że to jakaś ironia losu, bo jeśli ktoś był profesjonalistą to mógłby zabić obu w jednej chwili, ale wiedział też, że tych dwóch wystarczy, bo jeszcze nie było takiego co chciałby zadrzeć z Justinem Bieberem. Ludzie się go bali. Nawet czasem znajomi.
Czekał na dwójkę znajomych, którzy przyjechali po niespełna piętnastu minutach. Wszyscy wysiedli z aut w jednej chwili. Justin podążał w kierunku auta Jeremiego.
Otworzyli wspólnie bagażnik, który po brzegi wypełniony był narkotykami. Różnego rodzaju. Co chciałeś to miałeś. Koka, amfetamina, extazy...
Od wyboru do koloru. Każdy z nich funduje dobrą zabawę.
- Czuję, że dzisiaj się zabawimy. -powiedział kładąc dłoń na biodrze blondynki i zsuwając ją coraz niżej.
- Pieprz się Bieber! -warknęła odrzucając jego dłoń i odchodząc.
- Z Tobą zawsze i wszędzie Skarbie! -zaśmiał się pod nosem. - Dalej zazdrosna? Minął tydzień...
- A Ty ile panienek zdążyłeś zaliczyć w przeciągu tego tygodnia? Przecież Ona wie o każdej.
- Niech sobie wie. Wiedziała też jaki jestem. Niczego jej nie obiecywałem. To był tylko i wyłącznie seks, więc niech nie zgrywa teraz takiej obrażonej świętoszki.
- Jesteś niemożliwy! -zaśmiał się Jer, gdy wspólnie przepakowywali towar.
Kiedy zażywał narkotyki momentami czuł się całkowicie rozluźniony, ale momentami budził się w nim prawdziwy potwór. Zdawał sobie z tego sprawę, ale nie potrafił przestać. Rozładowywał swoją złość na wszystkim i wszystkich. W głębi siebie żałował czasem swych czynów, ale nigdy się do tego nie przyznał.
Zbiegł schodami w dół, gdzie przyrządził sobie śniadanie, a następnie zszedł do piwnicy, aby w ciszy poćwiczyć. Znajdowała się tam jego własna siłownia i worek treningowy. Często, gdy w niego uderzał wyobrażał sobie swoich wrogów. Uderzał wtedy szybciej i z większą siłą. Momentami aż brakowało mu sił.
Po dwugodzinnym treningu wrócił na górę, gdzie natychmiast wziął prysznic, a następnie wykonał kilka ważnych telefonów.
- Jer... czy z towarem wszystko w porządku? Macie opóźnienie. Co się dzieje?
- Wszystko jest okej Bieber. -usłyszał głos Melanie. - Mieliśmy mały postój, bo policja stała przy drodze. Jesteśmy niedaleko.
- Okej. Będę czekał tam gdzie zawsze.
Rozłączył się patrząc na zegarek. Postanowił już teraz jechać w wyznaczone miejsce.
Wyszedł z domu i wsiadł do swojego Range Rovera sportowego.
Kilka razy obrócił się za siebie sprawdzając czy aby nikt za nim nie jedzie. Był świadom, że jest łakomym kąskiem dla policji, która tylko czeka, aż wykona choć jeden fałszywy ruch, a On? On siedział w tym już za długo, aby popełniać jakiekolwiek błędy. On się nie mylił. Nie znał słowa pomyłka. Był wręcz doskonały w swoim fachu. W tym co robił.
Wjechał do starego, opuszczonego magazynu, którego strzegli ochroniarze. Było ich dwóch i wydawało mu się, że to jakaś ironia losu, bo jeśli ktoś był profesjonalistą to mógłby zabić obu w jednej chwili, ale wiedział też, że tych dwóch wystarczy, bo jeszcze nie było takiego co chciałby zadrzeć z Justinem Bieberem. Ludzie się go bali. Nawet czasem znajomi.
Czekał na dwójkę znajomych, którzy przyjechali po niespełna piętnastu minutach. Wszyscy wysiedli z aut w jednej chwili. Justin podążał w kierunku auta Jeremiego.
Otworzyli wspólnie bagażnik, który po brzegi wypełniony był narkotykami. Różnego rodzaju. Co chciałeś to miałeś. Koka, amfetamina, extazy...
Od wyboru do koloru. Każdy z nich funduje dobrą zabawę.
- Czuję, że dzisiaj się zabawimy. -powiedział kładąc dłoń na biodrze blondynki i zsuwając ją coraz niżej.
- Pieprz się Bieber! -warknęła odrzucając jego dłoń i odchodząc.
- Z Tobą zawsze i wszędzie Skarbie! -zaśmiał się pod nosem. - Dalej zazdrosna? Minął tydzień...
- A Ty ile panienek zdążyłeś zaliczyć w przeciągu tego tygodnia? Przecież Ona wie o każdej.
- Niech sobie wie. Wiedziała też jaki jestem. Niczego jej nie obiecywałem. To był tylko i wyłącznie seks, więc niech nie zgrywa teraz takiej obrażonej świętoszki.
- Jesteś niemożliwy! -zaśmiał się Jer, gdy wspólnie przepakowywali towar.
Waszyngton.
Minął tydzień od zdarzenia, które miało miejsce w biurze jej ojca, a Ona wciąż myślami krążyła wokół osoby, którą ojciec pokazał jej na zdjęciu. Do tej pory nie mogła uwierzyć w to jak wszystko beznadziejnie się potoczyło.
Czuła się bezradna.
Rozdarta.
Ojciec próbował ją przekonać, ale jego starania szły na marne. Tym razem córka była nieugięta co odziedziczyła w sumie po nim. Nigdy nie sądziła, że ojciec wpadnie na to, aby ją postawić przed takowym wyborem. Ona chyba nie byłaby zdolna do czegoś takiego. Nigdy.
Nie była aż tak silna psychicznie jak wszystkim
mogło się wydawać. Niektóre akcje po prostu ją wykańczały, ale
nie dawała tego po sobie poznać.
Było popołudnie, gdy odezwał się jej telefon. dzwoniła jej rodzicielka, aby zaprosić ją na kolację. Była w trakcie spisywania raportu. Bolały ją już oczy i palce od trzymania długopisu. Kto wymyślił to, że wszystko ma być spisane odręcznie? - pytała sama siebie.
Doszła do wniosku, że nie będzie jej się chciało gotować dla niej samej, więc przystała na propozycję.
Było popołudnie, gdy odezwał się jej telefon. dzwoniła jej rodzicielka, aby zaprosić ją na kolację. Była w trakcie spisywania raportu. Bolały ją już oczy i palce od trzymania długopisu. Kto wymyślił to, że wszystko ma być spisane odręcznie? - pytała sama siebie.
Doszła do wniosku, że nie będzie jej się chciało gotować dla niej samej, więc przystała na propozycję.
Barcelona.
"22:30 tor
wyścigowy. Wygra najlepszy."
Odczytał wiadomość i uśmiechnął się sam do siebie. Dawno się nie ścigał i nie zdarł jeszcze nowych opon, które jakiś czas temu wymienił.
Zszedł na dół i zdjął materiał, którym przykryta była jego miłość. Zakochał się w nim od pierwszego wejrzenia i zapragnął tego auta jak chyba jeszcze nigdy niczego w życiu, a kiedy Justin Bieber czegoś pragnie - zawsze to zdobywa.
Wszystko.
Odczytał wiadomość i uśmiechnął się sam do siebie. Dawno się nie ścigał i nie zdarł jeszcze nowych opon, które jakiś czas temu wymienił.
Zszedł na dół i zdjął materiał, którym przykryta była jego miłość. Zakochał się w nim od pierwszego wejrzenia i zapragnął tego auta jak chyba jeszcze nigdy niczego w życiu, a kiedy Justin Bieber czegoś pragnie - zawsze to zdobywa.
Wszystko.
Waszyngton.
Była
punktualna - jak zawsze.
Przywitała się z rodzicami i Melody, za którą niezmiernie tęskniła. Zasiedli wspólnie do stołu i zjedli pyszną kolację w miłej rodzinnej atmosferze. Jak za starych dobrych czasów. Momentami jej tego brakowało.
Spędzili czas na rozmowie i żartach. nie poruszono, ani razu tematu pracy za co była wdzięczna. Około godziny 22:00 zbierała się do domu, gdy przy drzwiach zatrzymał ją ojciec. Wręczył jej teczkę.
- Po prostu ją przejrzyj, dobrze?
- Nie zmienię zdania.
- Obiecaj mi, że jak wrócisz do domu to przejrzysz wszystko co się w niej znajduje.
- Dobrze tato. Dobranoc.
- Dziękuję i dobranoc kochanie.
Weszła do domu i rzuciła teczkę na stół.
Usiadła na jednym z krzeseł i nawet się nie rozbierając zastanawiała się czy zrobi właściwie zaglądając do środka.
Po ponad półgodzinnym przyglądaniu się teczce wzięła ją do rąk i otworzyła na pierwszej stronie. Było tam jego zdjęcie i dane osobowe. Dłużej przyjrzała się fotografii. Wspomnienia zaczęły do niej wracać. Oczy się zaszkliły i choć próbowała powstrzymać łzy jedna z nich spłynęła po jej policzku. Szybko ją otarła i przewróciła kartkę na następną stronę.
Jedyne co krążyło w jej głowie po przeczytaniu całego zebranego materiału to słowa zapisane przez nią czarno na białym:
- podpalenie (3 osoby śmiertelne); - handel narkotykami; - kradzież aut; - wybuch w magazynie (brak osób śmiertelnych); - nielegalne wyścigi.
To wszystko krążyło w jej głowie jeszcze długo nim zdążyła zasnąć.
- Co najlepszego zrobiłeś Justin, hm? -zapytała samą siebie leżąc już w łóżku. Nie znała odpowiedzi na to pytanie. Tylko On ją znał.
Miała do czynienia z wieloma przestępcami, ale żaden z nich nie miał tyle grzechów na sumieniu co ten młody mężczyzna.
Nie była pewna czy decyzja, którą podjęła była dobra...
Przywitała się z rodzicami i Melody, za którą niezmiernie tęskniła. Zasiedli wspólnie do stołu i zjedli pyszną kolację w miłej rodzinnej atmosferze. Jak za starych dobrych czasów. Momentami jej tego brakowało.
Spędzili czas na rozmowie i żartach. nie poruszono, ani razu tematu pracy za co była wdzięczna. Około godziny 22:00 zbierała się do domu, gdy przy drzwiach zatrzymał ją ojciec. Wręczył jej teczkę.
- Po prostu ją przejrzyj, dobrze?
- Nie zmienię zdania.
- Obiecaj mi, że jak wrócisz do domu to przejrzysz wszystko co się w niej znajduje.
- Dobrze tato. Dobranoc.
- Dziękuję i dobranoc kochanie.
Weszła do domu i rzuciła teczkę na stół.
Usiadła na jednym z krzeseł i nawet się nie rozbierając zastanawiała się czy zrobi właściwie zaglądając do środka.
Po ponad półgodzinnym przyglądaniu się teczce wzięła ją do rąk i otworzyła na pierwszej stronie. Było tam jego zdjęcie i dane osobowe. Dłużej przyjrzała się fotografii. Wspomnienia zaczęły do niej wracać. Oczy się zaszkliły i choć próbowała powstrzymać łzy jedna z nich spłynęła po jej policzku. Szybko ją otarła i przewróciła kartkę na następną stronę.
Jedyne co krążyło w jej głowie po przeczytaniu całego zebranego materiału to słowa zapisane przez nią czarno na białym:
- podpalenie (3 osoby śmiertelne); - handel narkotykami; - kradzież aut; - wybuch w magazynie (brak osób śmiertelnych); - nielegalne wyścigi.
To wszystko krążyło w jej głowie jeszcze długo nim zdążyła zasnąć.
- Co najlepszego zrobiłeś Justin, hm? -zapytała samą siebie leżąc już w łóżku. Nie znała odpowiedzi na to pytanie. Tylko On ją znał.
Miała do czynienia z wieloma przestępcami, ale żaden z nich nie miał tyle grzechów na sumieniu co ten młody mężczyzna.
Nie była pewna czy decyzja, którą podjęła była dobra...
Barcelona.
Jak
zwykle osób na placu było co nie miara.
Wszyscy go tutaj znali. Kobiety uśmiechały się do niego uwodzicielsko mając nadzieję, że to ona zostanie w jego łóżku tej nocy. Kumple ściskali jego dłoń i patrzyli z podziwem. Nie rozumiał czasem za co jest tak naprawdę podziwiany.
Usłyszał głośny i długi klakson, który oznaczał, że za pięć minut zacznie się wyścig. Wsiadł w swoje autko, którym zajechał na linię startu. Po obu stronach zobaczył znajome sobie twarze.
- Wygraj, albo giń Bieber. -rzucił jeden z nich, a gdy usłyszeli klakson z ryciem silnika i piskiem opon każdy ruszył przed siebie.
Prowadził wyścig i był pewny tego, że wygra. Zawsze wygrywał z uśmiechem na ustach. To była jego specjalność. Tym razem też tak było.
Wykonali trzy okrążenia, a On dojechał na metę jako pierwszy. Oczywiście od razu okrążyło go stado napalonych panienek, spośród których mógł wybrać tę, z którą chce spędzić noc.
Wszyscy go tutaj znali. Kobiety uśmiechały się do niego uwodzicielsko mając nadzieję, że to ona zostanie w jego łóżku tej nocy. Kumple ściskali jego dłoń i patrzyli z podziwem. Nie rozumiał czasem za co jest tak naprawdę podziwiany.
Usłyszał głośny i długi klakson, który oznaczał, że za pięć minut zacznie się wyścig. Wsiadł w swoje autko, którym zajechał na linię startu. Po obu stronach zobaczył znajome sobie twarze.
- Wygraj, albo giń Bieber. -rzucił jeden z nich, a gdy usłyszeli klakson z ryciem silnika i piskiem opon każdy ruszył przed siebie.
Prowadził wyścig i był pewny tego, że wygra. Zawsze wygrywał z uśmiechem na ustach. To była jego specjalność. Tym razem też tak było.
Wykonali trzy okrążenia, a On dojechał na metę jako pierwszy. Oczywiście od razu okrążyło go stado napalonych panienek, spośród których mógł wybrać tę, z którą chce spędzić noc.
ciekawe .. :D
OdpowiedzUsuńpowiem że te " wygraj , albo giń Bieber " skojarzyło mi z filmem " Szybcy i wściekli "
już to uwielbiam *-*
OdpowiedzUsuń@justinexien
http://becauseofyou-jb.blogspot.com/